Gastronomia to jedna z branż, która podczas przedłużającego się lockdownu ucierpiała najbardziej - mimo częściowego otwarcia gospodarki od lutego (działalność wznowiły m.in. hotele czy galerie sztuki), bary czy restauracje wciąż są zamknięte i oferują jedynie dostawy na wynos. To jednak nie wystarcza. Właściciele kolejnych stołecznych lokali informują, że ze względu na problemy finansowe musiały zamknąć się na stałe. Jak informuje Onet, tylko w Warszawie zbankrutowało co najmniej kilkanaście lokali - a kolejne wciąż rozważają zamknięcie się.
Po zakończeniu lockdownu nie odwiedzimy m.in. orientalnej restauracji Tahina przy ulicy Wilczej, znanej m.in. z pysznego hummusu. "Dziękujemy za to, że nam zaufaliście, że tak jak my doceniacie jakość jedzenia i serce codziennie wkładane w jego przygotowanie. Dziękujemy za Wasze wsparcie przed i podczas pandemii, może zabrzmi to dość sztampowo, ale bez Was nie byłoby nas, nigdy" - pisali jej właściciele na koniec roku. "Pierwszy hummus po zamknięciu Tahiny. Wzruszenie i milion wspomnień" - dodali w kolejnym wpisie.
Zamknęły się też m.in. bar Wuwu i restauracja Zoni, które działały w praskim centrum Koneser. "Z przykrością musimy poinformować, że z powodu aktualnej sytuacji związanej z pandemią COVID-19 postanowiliśmy zakończyć działalność Restauracji Zoni oraz WuWu Bar. Była to dla nas bardzo trudna decyzja, jednak jedyna możliwa w dzisiejszych czasach. Jednocześnie mamy nadzieję, że jak najszybciej będziemy w stanie Państwa zaprosić do naszej restauracji Klonn, której działalność zostanie wznowiona po zniesieniu aktualnych obostrzeń" - poinformowali właściciele lokali.
Na stałe - jeszcze na początku pandemii - zamknęły się również dwa lokale restauracji Dom Polski - przy ulicach Belwederskiej i Francuskiej. Właściciele przekazali, że złożyli wniosek o ogłoszenie upadłości. "Oczekujemy na termin posiedzenia wyznaczony przez sąd. Dziękujemy za wspólne chwile w naszych restauracjach" - napisali. Podobną decyzję podjęli właściciele popularnej restauracji Ed Red w Hali Mirowskiej. "Wielkość lokalu na Hali Mirowskiej i idące za tym koszty stałe, wobec spodziewanego znaczącego spadku przychodów z powodu epidemii, skłoniły nas do podjęcia tej trudnej decyzji. Nie znaczy to jednak, że się poddaliśmy. Od rozpoczęcia pandemii i zamknięcia naszych restauracji pracujemy w pocie czoła nad zupełnie nowym produktem" - pisali.
Nie otworzą się także restauracje i knajpy:
Oficjalny koniec działalności ogłosił także właściciel pubu PiwPaw przy ulicy Parkingowej. Przez jakiś czas działała tam "akademia piwna", a pod koniec stycznia w pubie organizowano huczne imprezy - interweniowały policja i sanepid. Wcześniej właściciele zamknęli też swój lokal przy ul. Foksal.
Wielu restauratorów ma nadzieję na poluzowanie obostrzeń w nadchodzących miesiącach - niektóre z tych, które działają i świadczą usługi dostawy na wynos, starają się podnosić swoich klientów na duchu. Tu przykład - witryna restauracji San Lorenzo przy al. Jana Pawła. Przy stolikach, zamiast klientów, siedzą misie.
-Misie zamiast gości w San Lorenzo Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Masz informacje o innych, warszawskich lokalach, które zamknęły się przez pandemię? Napisz do nas na listy_do_metrowarszawa@agora.pl