Zakażona pacjentka trafiła do szpitala po 15 godzinach w karetce. Ratownik: System padł ostatecznie

- Dzisiaj system padł ostatecznie. Nigdzie nie ma miejsc, a pacjenci utknęli w karetkach. Nasza pacjentka po odwiedzeniu pięciu różnych szpitali kwitła z nami pod Szpitalem Czerniakowskim i można z całą szczerością powiedzieć, że czekaliśmy z nią na moment, aż ktoś inny umrze - powiedział w rozmowie z Onetem Michał Drożdż, ratownik stołecznego pogotowia, który dopiero co zakończył dyżur. Pacjentka, dla której zabrakło łóżka covidowego w stolicy, po 15 godzinach oczekiwania w karetce, trafiła ostatecznie do placówki w Kozienicach.

W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 34 151 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i 520 zgonach zakażonych pacjentów. Na Mazowszu potwierdzono 5104 zakażenia, a  Warszawie odnotowano ich 2320. 

Ratownicy medyczni Ratownik: Do szpitala zabieram osoby w wieku 30 lat

Koronawirus. Ratownik o sytuacji w Warszawie: Nigdzie nie ma miejsc, a pacjenci utknęli w karetkach

Wraz z gwałtownym rozwojem III fali epidemii skrajnie obciążone są nie tylko stołeczne szpitale, w których zaczyna brakować miejsc, ale także załogi karetek pogotowia. Zakażeni pacjenci, którzy nie mogą zostać przyjęci w stołecznych placówkach, transportowani są do innych miast województwa mazowieckiego

Zdjęcie ilustracyjne Szpitale przepełnione, karetki szukają miejsc poza Warszawą

O trudnej sytuacji w Warszawie opowiedział Onetowi ratownik medyczny Michał Drożdż.

- W trakcie ostatniego dyżuru już wszystkie szpitale, do których jeździliśmy, odmawiały przyjęcia lub kazały nam czekać na "zwolnienie" łóżka. Gdy jeździliśmy po całym mieście z jedną pacjentką, to po trzech godzinach już kończył nam się tlen. Mieliśmy go jeszcze maksymalnie na godzinę... Generalnie jest bardzo źle - relacjonuje, dodając, że tlen dostarczyła w końcu inna karetka. 

- Dzisiaj system padł ostatecznie. Nigdzie nie ma miejsc, a pacjenci utknęli w karetkach. Nasza pacjentka po odwiedzeniu pięciu różnych szpitali kwitła z nami pod Szpitalem Czerniakowskim i można z całą szczerością powiedzieć, że czekaliśmy z nią na moment, aż ktoś inny umrze - powiedział Drożdż. 

Zobacz wideo Ponad pół tysiąca ofiar pandemii dziennie. Ekspertka komentuje

Kobieta, po 20 godzinach od momentu wezwania pogotowia i 15 godzinach oczekiwania w karetce, trafiła w końcu do szpitala w Kozienicach. 

- Dziś, jak dzwonisz do dyspozytora, to on mówi: „Nie ma miejsca nigdzie. Radź sobie sam”. Jest więc trochę jak na wojnie. Chcesz miejsca dla pacjenta w szpitalu? To nie wiem, lej się z lekarzem... Przepraszam, ale tylko w tak absurdalny sposób można ukazać obecny obraz sytuacji. Lekarz oczywiście ma pełne prawo powołać się na przepisy i pacjenta nie przyjąć - mówi Drożdż w rozmowie z Onetem. 

W opinii ratownika, scenariusz, w którym już wkrótce w Warszawie może zabraknąć karetek pogotowia dla pacjentów w stanie nagłego zagrożenia życia, jest "nieuchronny". - Będzie wypadek w centrum i żadna karetka nie przyjedzie przez godzinę - stwierdził Drożdż. 

Więcej o: