Z komunikatu, który wydał Szpital Bródnowski w Warszawie, wynika, że 20 marca ograniczono dostęp do Oddziału Chorób Wewnętrznych i Gastroenterologii. Cztery dni później częściowo zamknięto kolejną część szpitala - tym razem był to Oddział Chorób Wewnętrznych, Kardiologii i Nadciśnienia Tętniczego. 27 marca przekazano 18 pacjentów do szpitali z oddziałami zakaźnymi, a część personelu poddano kwarantannie. Tego dnia wydano ostatni komunikat o sytuacji w szpitalu. Z doniesień medialnych wynika, że liczba zakażonych wzrosła tam do 79.
Co działo się w Szpitalu Bródnowskim? Sprawą zainteresował się reporter programu "Czarno na białym" Marcin Gutowski. Dziennikarz dotarł do jednej z pracownic placówki, która stwierdziła, że koronawirus rozprzestrzenia się po szpitalu z powodu "czyjejś głupoty".
- Dziewczyny się boją. Są zastraszone i boją się o pracę, bo nasz szpital jest zdolny do wszystkiego [...] Problem się zaczął około 20 marca na gastrologii, gdzie lekarz miał koronawirusa. Dziewczyny z gastrologii poszły na kwarantannę, a pacjenci zostali, więc ściągali z [innych - red.] oddziałów na dyżury, na przykład w ciągu dnia z chirurgii, na noc z ortopedii, z laryngologii, z okulistyki. Po czym po trzech dniach okazało się, że kolejnych trzech pacjentów ma pozytywny wynik - powiedziała pracownica szpitala, która chce zachować anonimowość.
Rzecznik Szpitala Bródnowskiego potwierdził, że dochodziło do zmian w obsadzie personelu.
- Oczywiście, że przesuwamy te pielęgniarki. My jesteśmy w sytuacji kryzysowej, która wymaga nagłych decyzji. Nam już brakuje ludzi, którzy mogą do naszych oddziałów pojechać - powiedział Piotr Gołaszewski.
O sprawie mówił także dyrektor placówki, Paweł Skowronek. Zapytany o przenoszenie pielęgniarek z oddziału na oddział wyjaśnił, że w marcu szpital zmagał się z absencją ok. 350 pracowników. Część z nich poszła na zwolnienie lekarskie, część opiekowała się dziećmi, część była na kwarantannie.
- Stanowiło to ponad 40 procent naszego personelu. W związku z tym, że zabrakło personelu na oddziale gastrologii: pielęgniarki, sekretarki, lekarzy […] musieliśmy w trybie półgodzinnym zorganizować opiekę nad pięćdziesięcioma pacjentami. [...] Ten personel staraliśmy się ograniczyć w funkcjonowaniu innych oddziałów, ale trzeba mieć świadomość, że to są olbrzymie szpitale funkcjonujące od początku w deficycie kadry i jeszcze po ujawnieniu się epidemii, duża część kadry medycznej idzie na zwolnienia czy kwarantanny, jesteśmy w absolutnie podbramkowej sytuacji: wybieramy między życiem i zdrowiem pacjentów a przesunięciem personelu z danych oddziałów - wyjaśnił Skowronek.
Anonimowa informatorka reportera "programu "Czarno na białym" twierdzi również, że zakażeni pacjenci z oddziału gastrologii zostali przewiezieni do szpitala zakaźnego dopiero po pięciu dniach od stwierdzenia koronawirusa w szpitalu. Wówczas personel miał odmówić pracy na tym oddziale. Kobieta twierdzi, że zakażonych ewakuowano potajemnie w środku nocy. Rzecznik placówki zaprzeczył.
- Nigdy nie było żadnej ewakuacji. Jednorazowo najwyższa była chyba ośmiu osób (jak pisaliśmy powyżej, w oficjalnym komunikacie szpital informował o przekazaniu 18 pacjentów z koronawirusem). Z drugiej strony decyzja, żeby wieczorem ich przewieźć, wynika z tego, że jest taka możliwość, jest płynność transportu - stwierdził Piotr Gołaszewski.
Pracownica szpitala uważa także, że personel nie jest odpowiednio chroniony. Powiedziała, że lekarze jeździli windą, którą wywożono zakażonych pacjentów, a w szpitalu brakuje środków ochrony osobistej. Dyrektor szpitala odpowiedział na te zarzuty, tłumacząc, że gdy stwierdzono pierwszy przypadek zakażenia w szpitalu, cały personel otrzymał kombinezony.
- Mamy jednak świadomość, że mamy setki pacjentów w szpitalu i nie jesteśmy w stanie wyposażyć, ani nie ma takich standardów, wszystkich lekarzy i pielęgniarki w taką odzież. Aczkolwiek standardem jest oczywiście zabezpieczenie w środki ochrony osobistej: gogle, maseczki, fartuch i rękawiczki. Każdy personel ma do tego dostęp i jest przeszkolony. Wprowadziliśmy ponadstandardowe zasady, że na każdego pacjenta, który jest przyjmowany na SOR, kwalifikujemy do testów w kierunku koronawirusa, zanim przyjmiemy go na oddział - powiedział Paweł Skowronek.
Przeczytaj także: