Szpital Bródnowski. 79 osób zakaziło się koronawirusem. "Jesteśmy w podbramkowej sytuacji"

Już 79 lekarzy, pielęgniarek i pacjentów Szpitala Bródnowskiego zakaziło się koronawirusem. Problem zaczął się na oddziale gastrologii, ale szybko rozprzestrzenił się na kolejny oddział. Jak to się stało? Pracownica placówki twierdzi, że doszło tam do wielu nieprawidłowości.

Z komunikatu, który wydał Szpital Bródnowski w Warszawie, wynika, że 20 marca ograniczono dostęp do Oddziału Chorób Wewnętrznych i Gastroenterologii. Cztery dni później częściowo zamknięto kolejną część szpitala - tym razem był to Oddział Chorób Wewnętrznych, Kardiologii i Nadciśnienia Tętniczego. 27 marca przekazano 18 pacjentów do szpitali z oddziałami zakaźnymi, a część personelu poddano kwarantannie. Tego dnia wydano ostatni komunikat o sytuacji w szpitalu. Z doniesień medialnych wynika, że liczba zakażonych wzrosła tam do 79.

Szpital Bródnowski. Pielęgniarki były przenoszone z oddziału na oddział

Co działo się w Szpitalu Bródnowskim? Sprawą zainteresował się reporter programu "Czarno na białym" Marcin Gutowski. Dziennikarz dotarł do jednej z pracownic placówki, która stwierdziła, że koronawirus rozprzestrzenia się po szpitalu z powodu "czyjejś głupoty".

- Dziewczyny się boją. Są zastraszone i boją się o pracę, bo nasz szpital jest zdolny do wszystkiego [...]  Problem się zaczął około 20 marca na gastrologii, gdzie lekarz miał koronawirusa. Dziewczyny z gastrologii poszły na kwarantannę, a pacjenci zostali, więc ściągali z [innych - red.] oddziałów na dyżury, na przykład w ciągu dnia z chirurgii, na noc z ortopedii, z laryngologii, z okulistyki. Po czym po trzech dniach okazało się, że kolejnych trzech pacjentów ma pozytywny wynik - powiedziała pracownica szpitala, która chce zachować anonimowość.

Zobacz wideo Czy w Polsce powinien zostać wprowadzony stan klęski żywiołowej?

Rzecznik Szpitala Bródnowskiego potwierdził, że dochodziło do zmian w obsadzie personelu.

- Oczywiście, że przesuwamy te pielęgniarki. My jesteśmy w sytuacji kryzysowej, która wymaga nagłych decyzji. Nam już brakuje ludzi, którzy mogą do naszych oddziałów pojechać - powiedział Piotr Gołaszewski. 

O sprawie mówił także dyrektor placówki, Paweł Skowronek. Zapytany o przenoszenie pielęgniarek z oddziału na oddział wyjaśnił, że w marcu szpital zmagał się z absencją ok. 350 pracowników. Część z nich poszła na zwolnienie lekarskie, część opiekowała się dziećmi, część była na kwarantannie.

- Stanowiło to ponad 40 procent naszego personelu. W związku z tym, że zabrakło personelu na oddziale gastrologii: pielęgniarki, sekretarki, lekarzy […] musieliśmy w trybie półgodzinnym zorganizować opiekę nad pięćdziesięcioma pacjentami. [...] Ten personel staraliśmy się ograniczyć w funkcjonowaniu innych oddziałów, ale trzeba mieć świadomość, że to są olbrzymie szpitale funkcjonujące od początku w deficycie kadry i jeszcze po ujawnieniu się epidemii, duża część kadry medycznej idzie na zwolnienia czy kwarantanny, jesteśmy w absolutnie podbramkowej sytuacji: wybieramy między życiem i zdrowiem pacjentów a przesunięciem personelu z danych oddziałów - wyjaśnił Skowronek.

W Szpitalu Bródnowskim przeprowadzono nocną ewakuację zakażonych? Rzecznik zaprzecza

Anonimowa informatorka reportera "programu "Czarno na białym" twierdzi również, że zakażeni pacjenci z oddziału gastrologii zostali przewiezieni do szpitala zakaźnego dopiero po pięciu dniach od stwierdzenia koronawirusa w szpitalu. Wówczas personel miał odmówić pracy na tym oddziale. Kobieta twierdzi, że zakażonych ewakuowano potajemnie w środku nocy. Rzecznik placówki zaprzeczył.

- Nigdy nie było żadnej ewakuacji. Jednorazowo najwyższa była chyba ośmiu osób (jak pisaliśmy powyżej, w oficjalnym komunikacie szpital informował o przekazaniu 18 pacjentów z koronawirusem). Z drugiej strony decyzja, żeby wieczorem ich przewieźć, wynika z tego, że jest taka możliwość, jest płynność transportu - stwierdził Piotr Gołaszewski.

Dyrektor szpitala: Nie jesteśmy w stanie wyposażyć wszystkich lekarzy i pielęgniarki w odzież ochronną

Pracownica szpitala uważa także, że personel nie jest odpowiednio chroniony. Powiedziała, że lekarze jeździli windą, którą wywożono zakażonych pacjentów, a w szpitalu brakuje środków ochrony osobistej. Dyrektor szpitala odpowiedział na te zarzuty, tłumacząc, że gdy stwierdzono pierwszy przypadek zakażenia w szpitalu, cały personel otrzymał kombinezony.

- Mamy jednak świadomość, że mamy setki pacjentów w szpitalu i nie jesteśmy w stanie wyposażyć, ani nie ma takich standardów, wszystkich lekarzy i pielęgniarki w taką odzież. Aczkolwiek standardem jest oczywiście zabezpieczenie w środki ochrony osobistej: gogle, maseczki, fartuch i rękawiczki. Każdy personel ma do tego dostęp i jest przeszkolony. Wprowadziliśmy ponadstandardowe zasady, że na każdego pacjenta, który jest przyjmowany na SOR, kwalifikujemy do testów w kierunku koronawirusa, zanim przyjmiemy go na oddział - powiedział Paweł Skowronek.

Przeczytaj także:

Więcej o: