Mieszkanka Ursynowa poskarżyła się na swój problem na grupie sąsiedzkiej na Facebooku. Trudny do zniesienia hałas - krzyki piski i odgłosy uderzania w podłogę - słyszy w swoim mieszkaniu od 1 września tego roku. To wtedy w bloku otworzono filię szkoły podstawowej.
Bezpośrednio pod mieszkaniem pani Beaty znajduje się sala zabaw dla dzieci, które uczą się w szkole.
"Od godziny 8 rano do 17 słyszę cały czas 'walenie'. Aż wszystko w środku mi podskakuje. Jestem załamana, bo tak się nie da żyć" - poskarżyła się mieszkania Ursynowa.
Jak dodała, nowa siedziba podstawówki nie przeszkadzałaby jej, gdyby pod mieszkaniem znajdowały się na przykład sale lekcyjne. Ze względu na słabe wygłuszenie ścian, hałas dobiegający z sali zabaw jest jednak nie do zniesienia.
Pani Beata zapytała sąsiadów, czy w jakiś sposób może dochodzić swoich praw, jeśli dzieci hałasujące w sali zabaw nie zakłócają ciszy nocnej. Kilka osób zasugerowało nawet, że jeśli przeszkadza jej hałas, to powinna... "wyprowadzić się na wieś" lub w godzinach urzędowania szkoły chodzić do pracy.
Większość sąsiadów wykazała się jednak zrozumieniem i poradziła kobiecie, by zwróciła się do dyrekcji szkoły z pisemną prośbą o wygłuszenie sali, a gdy to nie pomoże - zgłosiła sprawę na policję i powiedziała, że hałas utrudnia jej codzienne funkcjonowanie.
"Są wyroki sądowe, które nakazały właścicielom wykonanie odpowiedniej izolacji wygłuszającej", "Ma Pani prawo do spokoju w swoim domu" - czytamy w komentarzach.
Zdaniem niektórych walka z hałasującymi sąsiadami jest bardzo trudna - bez względu na to, czy są to osoby prywatne, czy działające w bloku firmy.
"Mam nad sobą sąsiadów, którzy non stop, także w nocy, uderzają czymś o podłogę", "Ja mam walenie 24 godziny na dobę, dzięki lokatorom jestem na antydepresantach" - skarżą się mieszkańcy. Jak dodają, z hałasującymi sąsiadami nie zawsze jest im w stanie pomóc nawet policja.
Zdaniem mieszkańców wszelkie placówki, w których uczą się dzieci, powinny mieć swoje siedziby w osobnych budynkach, żeby nie utrudniać codziennego funkcjonowania swoim sąsiadom.
"Szkoła w bloku mieszkalnym to w ogóle jakiś nieciekawy pomysł", "Współczuję, mieszkałam nad dwoma przedszkolami" - czytamy w komentarzach.
Coraz częściej zdarza się jednak, że lokale w blokach są udostępniane placówkom szkolnym przez właścicieli i administratorów budynków.
W blokach mieszkalnych w Warszawie działają też prywatne "kluby malucha" i "akademie przedszkolaków" - z ustaleń "Gazety Wyborczej" wynika, że najwięcej jest ich w Wilanowie i na Białołęce.