Na jednym z osiedli w podwarszawskim Żyrardowie wśród stojących od dawna bloków spółdzielni mieszkaniowej, wyrósł nowy budynek. Na początku nie było żadnych problemów, potem zaczął się bój o... plac zabaw.
Deweloper, który postawił nowy blok mieszkalny, projektując budynek nie pomyślał o miejscu dla dzieci. Na ogrodzonym terenie nie ma placu zabaw. Dzieci, które w nim mieszkają, korzystały więc z pobliskiego miejsca zabaw należącego do pobliskiej spółdzielni mieszkaniowej. Wszystko było w porządku, do czasu...
Nowi mieszkańcy osiedla zauważyli na wejściu na plac kartkę.
W związku ze skargami mieszkańców bloków spółdzielczych prosimy rodziców, aby korzystali z innych placów zabaw - czytamy.
Na kartce szybko dopisano długopisem ironiczną odpowiedź: "A spółdzielczym powietrzem możemy oddychać?".
Rodzice, których dzieci nie są mile widziane na placu zabaw, mówią w rozmowie z se.pl, że za zamieszanie odpowiedzialni są mieszkańcy Żyrardowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. "Podzielili dzieci na lepsze i gorsze" - żalą się. Opowiadają, że dzieci chodzą do tej samej szkoły i często spotykały się na placu zabaw, żeby spędzić ze sobą czas po zajęciach. Taka sytuacja zaczęła przeszkadzać spółdzielcom i poszli na skargę.
Zarządca bloku mówi, że mieszkańcy skarżyli się na hałas i bałagan, który zostaje potem na placu. Dodawali, że za sprzątanie płaci się z ich kieszeni, nie sąsiadów z nowego bloku.
Do tej pory sytuacji nie udało się rozwiązać. Wiceprezes Żyrardowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Adam Szymonik, informuje w rozmowie z se.pl, że zaproponował zarządcy "deweloperskiego" bloku podział kosztów utrzymania placu zabaw. Na razie nie udało się jednak dojść do porozumienia.
Prezes dodaje jednak, że nikt nie będzie wyganiał dzieci spoza spółdzielni z placu zabaw. - Rodzice muszą to załatwić między sobą - dodaje.