Pani Anna jest w prawie siódmym miesiącu ciąży. Lekarz pierwszego kontaktu stwierdził podejrzenie tocznia. Kobieta dostała dwa skierowania: do reumatologa i alergologa. Do pierwszego dostała się bez problemu w szpitalu przy Spartańskiej. Problemy zaczęły się, kiedy pojechała na Banacha.
- Po odstaniu kolejki do okienka, córka podała skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu oraz kartę ciąży. Pani z okienka mówi, że aby potwierdzić, że jest w ciąży musi przynieść zaświadczenie od ginekologa, o tym, że jest w ciąży - oburza się pan Tadeusz, ojciec pani Ani.
Skierowanie, widoczny brzuch i karta ciąży wystawiona przez ginekologa nie wystarczają. Pracowniczki rejestracji pozostają nieugięte i odsyłają pacjentkę z kwitkiem. Kobieta pojechała do kolejnego szpitala, tym razem przy ulicy Wołoskiej. Do alergologa dostała się bez problemu.
W ocenie Ministerstwa Zdrowia, działanie szpitala było niezgodne z prawem.
- Karta przebiegu ciąży jest dokumentem wystarczającym do stwierdzenia ciąży, a tym samym uprawnień wynikających z tego tytułu. Ponadto karta przebiegu ciąży zawiera o wiele więcej szczegółowych danych świadczących o ciąży i jej przebiegu niż zaświadczenie o ciąży, zatem tym bardziej nie budzi wątpliwości w zakresie jej potwierdzenia - wyjaśnia Krzysztof Jakubiak z Ministerstwa Zdrowia.
Wszystko działo się pod koniec lipca. Dopiero po miesiącu szpital przy Banacha odpowiedział na nasze pytania.
W przesłanym oświadczeniu czytamy: „Po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego, przepraszamy za niedopatrzenie ze strony personelu rejestracji SPCSK. Personel zostanie w najbliższych dniach dodatkowo przeszkolony w celu uniknięcia takich zdarzeń w przyszłości”. Dokument podpisał p.o. dyrektora szpitala Piotr Nowicki.