Przy stacji metra Natolin od strony ulicy Belgradzkiej od kilku dni przesiadywała kobieta w zaawansowanej ciąży. Prosiła przechodniów o pieniądze. Ten widok poruszył jedną z mieszkanek Ursynowa. Pani Dorota próbowała z nią porozmawiać, ale okazało się, że ciężarna nie mówi po polsku. Poprosiła o pomoc w grupie na Facebooku.
"Czy ktoś, kto zna rosyjski próbował się z nią porozumieć?" - spytała innych ursynowian.
Mieszkańcy Ursynowa od razu zareagowali na wpis pani Doroty. Całe grono osób napisało, że oni też widzieli kobietę w zaawansowanej ciąży, która żebrała o pieniądze.
Okazało się, że ciężarna była widziana w wielu dzielnicach Warszawy: na Ursynowie, Mokotowie, Pradze-Północ czy w Śródmieściu. Komentujący piszą o metrze Natolin, Ursynów, Imielin, Centrum, Kabaty, Wilanowska, Dworzec Wileński, Świętokrzyska, Ratusz Arsenał, Dworzec Gdański, Rondo ONZ... Sprawa zaczynała robić się niepokojąca. W końcu wyjaśniła ją jednak pani Joanna.
"To nie jest jedna dziewczyna. Wczoraj widziałam jedną na stacji Kabaty, a drugą na Ursynów" - napisała.
Posypały się również głosy, że kobiety to oszustki i wcale nie są w ciąży. "W tej ciąży to ja ją już widzę od jakiś dwóch lat" - pisze Oliwia. A pani Magdalena dodaje: "To oszustka. Chodzi w ciąży już kolejny rok!". Paniom zawtórowało wielu innych mieszkańców, którzy są przekonani, że ciążowe brzuchy są sztuczne. Uważają, że ciąża ma wzbudzić współczucie przechodniów i skłonić ich do podarowania im kilku złotych.
Mieszkańcy Warszawy mówią, że obserwują ten proceder już od jakiegoś czasu. Wielu z nich dodaje, że kobiety faktycznie wzbudziły ich współczucie i chcieli im pomóc. Po krótkiej rozmowie okazywało się, że historia kobiet się powtarza - wszystkie zbierają na bilet powrotny do Kijowa. Przyjmują jednak tylko pieniądze. Próba podarowania czegokolwiek innego spotyka się zawsze ze wściekłością.
Swoje doświadczenie z jedną z kobiet opisała pani Monika. Powiedziała, że jakiś czas temu razem z kolegami i koleżankami postanowili zrobić w pracy zrzutkę dla ciężarnej. Udało im się zebrać aż 1 500 złotych, a za zebrane pieniądze kupili bilet do Kijowa i wyprawkę dla dziecka. Gdy poszli je wręczyć, nie mogli się bardziej zdziwić.
Podarła przy nas bilet i powiedziała, że ją interesuje tylko kasa - pisze pani Monika.
Część osób, które komentują sprawę podejrzewa, że sprawa "kobiet w ciąży" może być o wiele bardziej skomplikowana. Uważają, że stoi za nimi jakaś zorganizowana grupa, która może zmuszać je do żebractwa. Pani Liliana jest niemal pewna, że chodzi o "gang zbieraczy". Podobnego zdania jest pan Łukasz. "Często jest tak, że takie osoby są uzależnione od mafii zza wschodniej granicy" - pisze mężczyzna.
Relacje osób, które na co dzień przyglądają się życiu kobiet, sprawiają, że sytuacja zdaje się być o znacznie bardziej niepokojąca.
Widziałem kiedyś żebrzącą kobietę w ciąży przy metrze Centrum. Zagadałem o to jednego ze sprzedawców pobliskiego sklepu. Powiedział mi, że tę panią codziennie przywozi i odbiera jakiś facet. Wszystko jest bardzo podejrzane - mówi Roman.
Nadkom. Robert Szumiata rzecznik komendy w Śródmieściu mówi, że nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. Mówi jednak, że jeśli do nich faktycznie dochodzi i warszawiacy je widzą, powinni zgłaszać je odpowiednim służbom - policji lub straży miejskiej.
Żebranie w miejscu publicznym jest wykroczeniem. Mówi o nim artykuł 58. Kodeksu wykroczeń. "Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany" oraz "Kto żebrze w miejscu publicznym w sposób natarczywy lub oszukańczy,
podlega karze aresztu albo ograniczenia wolności" - czytamy.
Również rzecznik komendy na Ursynowie, asp. sztab. Robert Koniuszy, nie potwierdza takich przypadków.
Jedynie stołeczna Straż Miejska potwierdza, że w tym roku otrzymywali zgłoszenia dotyczące kobiet w ciąży żebrzących przy stacjach metra. W większości przypadków na miejscu okazywało się jednak, że nikogo już tam nie ma - ani zgłaszającego, ani rzekomo żebrzącego. Tylko podczas kilku z nich ciężarne były we wskazanej lokalizacji.
Strażnicy pytali kobiety, czy nie potrzebują pomocy. Za każdym razem jej odmawiały - mówi Sławomir Smyk, rzecznik Straży Miejskiej w Warszawie.
Sławomir Smyk podkreśla również, że podczas z żadnej z interwencji nie ujawniono czynów zabronionych. Strażnicy nie mogli również stwierdzić czy ciąża jest prawdziwa czy nie. Pytanie lub sprawdzanie tego byłoby rażącym nadużyciem.
Żadna ze stołecznych służb nie potwierdza informacji o tym, że za kobietami żebrzącymi przy stacjach metra w Warszawie, stoi zorganizowana grupa "zbieraczy".
Po publikacji artykułu, skontaktował się z nami Andrzej Stefański z biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Poinformował nas, że instytucja zdaje sobie sprawę z problemu. Docierają do niej głosy dotyczące kobiety w ciąży, która żebrze przy stacji metra. Pochodzą one głównie od dyspozytorów stacji metra.
Stefański dodaje, że kilkukrotnie osobiście interweniował w sprawie tych zgłoszeń. Za każdym razem okazywało się jednak, że kobieta znikała. "Ta sprawa jest
Pracownik biura Rzecznika Praw Obywatelskich podejrzewa, że możemy mieć do czynienia z poważnym problemem. Bierze pod uwagę nawet handel ludźmi czy przemoc w rodzinie.
Tej kobiecie trzeba pomóc bez względu na to, czy robi to z własnej woli, czy jest do tego zmuszana - mówi Stefański.
Tłumaczy, że ośrodki pomocy społecznej w Warszawie znają tę sprawę i są gotowe na przyjęcie tej kobiety. Gdyby okazało się jednak, że mamy do czynienia z przemocą, konieczna będzie interwencja policji. "Przestępców nie zwalczymy dobrymi chęciami" - dodaje.
Pracownik biura Rzecznika Praw Obywatelskich apeluje do wszystkich o reakcje. Jeśli zauważysz kobietę w ciąży, która prosi o pieniądze przy metrze, zgłoś sprawę na policję lub na straż miejską.