Ogłoszenie wisi na wejściu do budynku przy Batorego 33 w Warszawie. Jedna z lokatorek chciała zobrazować problem "balkonowych palaczy". Zagrożenie jest realne, bo żarzący się niedopałek wystarczy, żeby doszło do solidnego pożaru, jeśli spadnie np. na suszarkę z praniem.
- To jest bardzo uciążliwe - przyznaje pani Justyna z Pragi-Północ, która od wielu miesięcy próbuje przekonać sąsiadów, żeby starali się nie palić na balkonie, a przynajmniej nie wyrzucali niedopałków przez balkon. - Co chwila na moim balkonie lądują pety. Kiedyś mało brakowało i doszłoby do pożaru - dodaje.
Z kolei jej koleżanka z innego piętra, co chwila musi szorować balkon. Sąsiadom mieszkającym wyżej, zdarza się strząchnąć popiół wprost na jej balkon.
Sąsiedzi na ogół są głusi na prośby o niepalenie na balkonie. - Nawet nie chce się im wrzucać petów do jakiegoś słoiczka, który mogliby ustawić na parapecie - mówi bezradna pani Justyna.
Dla mieszkańców uciążliwy jest również dym papierosowy, który przedostaje się do mieszkań. - Wystarczy, że sąsiad kilka razy w ciągu dnia zapali i w mieszkaniu wszystko śmierdzi. Firanki, zasłony. Nawet ubrania, które suszą się w pokoju - mówi pan Mateusz z Mokotowa.
O konfliktowe sytuacje nie jest trudno. Jedna z palaczek opowiedziała nam, że ma dość spory balkon i chowa się w jego rogu i szybko pali, że dym nie doleciał do sąsiadów. Jednak to na nic - Nawet nie zdążę wyjść na balkon a już słyszę krzyk. Proszę nie palić na balkonie - mówi pani Anna.
Pani Patrycja mieszka na 10 piętrze w bloku na warszawskim Służewiu od trzech lat toczy wojnę z sąsiadką, która na korytarzu urządziła sobie palarnię. Jest nie tylko popielniczka, ale i fotel, ława, obrus, nawet paprotka. Pani mówi, że nie ma balkonu, a ''przecież gdzieś musi palić''. W mieszkaniu nie może, bo potem ''śmierdzą jej firanki''.
Zgonie z prawem balkon nie jest - tak jak klatka schodowa - miejscem publicznym. Tak więc, nie ma zakazu palenia.
Jedynie wspólnoty czy spółdzielnie mieszkaniowe mogą w swoich regulaminach uchwalać konkretne zakazy. Jednak nie jest to wiążący dokument, dlatego palacz może go ignorować.
Dużego pola manewru nie ma również policja i straż miejska. Mogą ukarać mandatem za zaśmiecanie, ale tylko jeśli palacz zostanie przyłapany na gorącym uczynku. W przeciwnym razie pozostaje zawiadomienie o wykroczeniu. Wtedy z automatu do Sądu Grodzkiego ląduje wniosek o ukaranie dla palacza.