Pani Ania spotkała się z nim, gdy była jeszcze dzieckiem:
Miałam szczęście być przygotowywana do I Komunii Świętej przez ks. Wojtka (rok 1988). Prawdopodobnie w tym samym roku albo rok później zdarzyła się sytuacja, o której chciałabym opowiedzieć. Chodziłam wtedy w każdą niedzielę na mszę świętą na godz. 18 z moim tatą. Jednej niedzieli miał miejsce występ sopranistki. Wpadłam w panikę, że nie zdążę na dobranockę. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Zaczęłam się rozglądać za księdzem Wojtkiem. W końcu wypatrzyłam go w jednym z konfesjonałów. Udawałam, że idę do spowiedzi, a kiedy przyszła moja kolej powiedział mu przez łzy: "Ta pani tu śpiewa, a ja nie zdążę na dobranockę...". Ksiądz nie zawiódł, wyszedł z konfesjonału, wziął mnie za rękę i zaprowadził do swojego mieszkania. Na dole w kościele trwała msza, a my oglądaliśmy razem dobranockę. Pamiętam, że leciały "Wuzzle".
- Ania
Z kolei pani Agnieszka poznała księdza Wojtka na Uniwersytecie Księdza Stanisława Wyszyńskiego:
Gdy byłam studentką poznałam swojego przyszedł męża na UKSW, czyli na uczelni, przy której "stacjonuje" parafia ks. Wojtka. Po latach zapragnęliśmy wziąć ślub. Był jednak jeden problem - mój mąż jest niewierzący i nieochrzczony. Budziło to ogromne kontrowersje w wielu kościołach. Jedna zakonnica powiedziała mi wręcz, że podziwia mnie za odwagę, bo taki mąż to same problemy... W końcu pomyślałam o księdzu Wojciechu. Przyszliśmy do niego i opowiedzieliśmy naszą historię, a on z zaciekawieniem i uśmiechem na twarzy powiedział: o, niewierzący, fajnie. I jak sobie radzicie? Kłócicie się czy nie? Oczywiście zgodził się udzielić nam ślubu. Ceremonia zaślubin to była jedna wielka przezabawna uroczystość. Ksiądz przekuł w atut nasze odmienności (jeśli tak można to kategoryzować) i podsumował, że albo będzie wielka sielanka, albo wybuchnie w domu III wojna światowa. Ale przecież tak może być każdym związku małżeńskim. Do dziś bywamy z mężem i dziećmi w kościele u księdza Wojciecha i wspominamy ten piękny dzień.
- Agnieszka
Pan Andrzej spotkał księdza z Bielan w warszawskiej filmówce, gdzie... obaj byli studentami.
Księdza Wojtka spotkałem dwa lata temu na studiach. Zgadza się - na studiach. Poszedłem na kierunek operatorski do Warszawskiej Szkoły Filmowej, gdzie Wojtek studiował wtedy reżyserię. W przeszłości zajmował się już reżyserią, ale mówił mi, że po prostu chce poszerzyć swoją wiedzę. Zapamiętałem go jako człowieka bardzo otwartego, pomocnego i po prostu ciepłego.
- Andrzej
Też spotkałeś się z księdzem Wojciechem Drozdowiczem? Chcesz podzielić się swoją historią? Napisz do nas na listy_do_metrowarszawa@agora.pl.