Problemy z wodą trwają w Szkole Podstawowej numer 279 przy ulicy Cyrklowej już od miesiąca. W wakacje przeprowadzano tam remont sieci kanalizacyjnej. Po tygodniu od rozpoczęcia roku szkolnego dyrekcja zleciła badania epidemiologiczne wody. Wtedy sanepid wykrył w niej enterokoki kałowe, które mogą powodować ciężkie zatrucia.
Po wykonaniu badania sanepid podjął decyzję o odcięciu dopływu wody pitnej do szkoły, ale placówki nie zamknięto. Dyrekcja poinformowała, że uczniowie mogą korzystać z przenośnych umywalek i nawilżanych chusteczek do mycia rąk, a obiady szkolne będą gotowane w sąsiedniej placówce. Na każdym piętrze zapewniono też dzieciom butelkowaną wodę do picia. Przejściowe problemy miały ustąpić po uzdatnieniu wody i przeprowadzeniu kolejnego badania.
Problemy z wodą w szkole przedłużały się. Pod koniec września dyrektor Zofia Filip poinformowała rodziców, że woda przebadana przez sanepid 27 września nadal nie jest zdatna do picia - jej jakość polepszyła się, ale enterokoki wciąż były obecne.
"Zapewniam Państwa, że dokładamy wszelkich starań, aby jak najszybciej wyjaśnić przyczynę zaistniałej sytuacji. Sanepid w chwili obecnej nie wydał żadnych dodatkowych zaleceń" - poinformowała dyrekcja w komunikacie do rodziców.
Rodzice uczniów ze Szkoły Podstawowej numer 279 nie kryją oburzenia. Jak podaje "Super Express", do momentu zapoznania się z wynikami badań nie wiedzieli, że woda może być zakażona, a ich dzieci piły ją nawet przez tydzień. Sprawę komentują w mediach społecznościowych.
"Czy to było już wiadome od początku roku? Ktoś niestety musi za to odpowiedzieć" - pyta pani Monika, mama jednego z uczniów.
"My jako Rada Rodziców tematu nie odpuszczamy!" - dodaje pan Radosław.
Niektórzy rodzice twierdzą, że zatajono przed nimi ważne dla zdrowia ich dzieci informacje, a szkoła powinna zostać zamknięta w momencie, gdy pojawiły się pierwsze podejrzenia dotyczące jakości wody.
To nie koniec problemów z wodą w podstawówce przy ulicy Cyrklowej. Sytuację dodatkowo zagoniła nagła awaria wodociągowa, do której doszło w szkole 1 października. Do czasu jej naprawienia uczniowie nie tylko nie mogą korzystać z wody pitnej, ale też nie mają żadnego dostępu do toalet. Pod szkołą umieszczono dwa toi-toie, z których dzieci mogą korzystać do czasu naprawienia awarii. Niektórzy rodzice relacjonują, że to zdecydowanie za mało dla ponad 500 uczniów, którzy uczą się w tej placówce.
"Kolejki do toi-toi były spore", "Nie wyobrażam sobie szkoły na dwóch toi-toi-ach. W końcu dojdzie do epidemii" - komentowali na Facebooku rodzice uczniów.
Wielu rodziców nie kryje zdziwienia, że mimo awarii szkoły nie zamknięto. Twierdzą, że problemy z wodą znacznie pogarszają komfort życia ich dzieci.
"Moje dziecko dzisiaj trzymało siku, brzydziła i bała się tam załatwić. Skandal to jest, nie mają zapewnionych podstawowych rzeczy w szkole" - komentuje pani Kinga.
"Powinno się zamknąć szkołę, doprowadzić do porządku i dopiero wpuścić dzieciaki. To są warunki niedopuszczalne i stanowią zagrożenie dla zdrowia dzieci" - dodaje pani Agnieszka.
Dyrekcja szkoły w komunikatach do rodziców zapewnia, że przerwa w dostępnie do toalet nie ma związku z wcześniejszym wykryciem w wodzie bakterii enterokoków. Jest spowodowana awarią rurociągu na terenie spółdzielni "Przyczółek Grochowski" i ma zostać usunięta jak najszybciej.
Woda pitna ma natomiast powrócić do szkolnych kranów zaraz po uzyskaniu poprawnych wyników badań epidemiologicznych, które przeprowadza sanepid.