Mieszkam na Starym Mokotowie, w miejscu gdzie jest bardzo gęsta zabudowa przedwojennych kamienic i powojennych "plomb". Mogę powiedzieć, że jak ktoś szuka ciszy i spokoju, bo ma dzieci, to niech wyniesie się na wieś.
Wychowałam się na Żoliborzu w ogromnym bloku z wielkiej płyty. Jedną z niewielu rzeczy, które zapamiętałam z dzieciństwa, to sąsiadów.
Sąsiad przez 20 lat bez mała w każdy weekend "kładł" boazerię własnej roboty w swoim małym M2. Od rana walił młotkiem, ciął ręczną piłką, wnosił deski (na 10. piętro) bo nie mieściły się do windy.
Nikt nie śmiał zwrócić mu uwagi, bo był podobno "ustosunkowany i mógł zaszkodzić".
Finał był taki, że umarł, zanim ukończył dzieło. Mieszkanie przejęła córka z mężem, który w jeden weekend całość boazerii zerwał, klnąc na głos nad ogromną liczbą wkrętów i gwoździ użytych przez ś.p. teścia tak, że cała klatka słyszała od parteru po strych. Chyba została mi ta tolerancja z dzieciństwa dla różnego rodzaju działalności sąsiadów.
Teraz na Mokotowie mieszkam od ponad 20 lat. Mój sąsiad, który przez 18 lat nie robił żadnego remontu, zaraz po przejściu na emeryturę rozpoczął remont generalny.
Obecnie to już 4. rok, od kiedy prowadzone są prace nad przekształceniem marnego ciemnego mieszkania przedwojennej czynszówki w nowoczesny a’la Nowy Jork loft.
Mogę powiedzieć, że z kurzem się nie wygra i da się żyć.
Poszerzyłam swoje horyzonty, rozpoznaję po dźwięku większość narzędzi elektrycznych takich jak młot udarowy, wkrętarkę, wiertarkę, mieszalnik do farb, betoniarkę. Stałam się ekspertem domowym, jeśli chodzi o użycie specjalistycznego języka "fachowców", takiego jak np. "przytrzyj" ścianę na gładko, "obrzuć" krawędź, "dofasonuj" wannę do ściany lub odwrotnie.
Czy się wściekam? Na początku tak, bo kiedy chciałam sobie pospać, to denerwowało mnie, że ekipa remontowa punktualnie o 7 zaczyna prace, bez wcześniejszego śniadania, kawki, papieroska. Potem pomyślałam, że jestem czepialska: ekipa remontowa pracuje, bo takie mają zajęcie, sąsiad chce jesień swojego życia spędzić w ultranowoczesnym komfortowym mieszkaniu i ja nie mam prawa mówić mu, co ma robić.
Czy młot udarowy jest głośniejszy od ryku silnika motocyklu przejeżdżającego ulicą? Nie. A na ruch na ulicy nie mamy wpływu.
Inny sąsiad, który teraz grozi sądem, administracją, Bóg wie czym jeszcze naszemu remontującemu się emerytowi, nie pamięta, że parę lat temu, jak wprowadzał się do mieszkania po babci i był pełnym energii "młodym bogiem", kawalerem, urządzał głośne imprezy w każdy weekend. Wtedy nas, starych mieszkańców, którzy prosiliśmy o względną ciszę po 23, uważał za tetryków, którzy się na niego "uwzięli".
Kilka lat minęło, teraz żonaty i dzieciaty także domaga się ciszy i bardzo nie lubi, jak się mu przypomina o jego "hulaszczej przeszłości".
Pouczać to my Polacy bardzo lubimy.
- pani Weronika.
Masz swoje doświadczenia z hałaśliwymi sąsiadami? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl