Córka po studiach podjęła decyzję o podjęciu pracy za granicą. Aby pomóc córce w likwidacji wynajmowanego mieszkania, spotkałyśmy się i w ciągu dwóch dni, przy pomocy firmy przewozowej, udało nam się spakować rzeczy, meble.
Bardzo zmęczone ruszyłyśmy w drogę powrotną. Czekając na autobus, po dłuższej chwili zorientowałyśmy się, że jest coś nie tak. Mimo niedzielnego rozkładu jazdy, autobus nie kursował w ogóle. Na przystanku znalazłyśmy lakoniczną informację o maratonie. I napięcie zaczęło rosnąć.
Miałam wykupiony bilet kolejowy, ale nie to było istotne. Córka musiała dojechać pociągiem do Warszawy na Okęcie, a dalej miała bilet lotniczy na lot za granicę.
Autobusy nie jeździły, taksówkarze uprzedzali, że mają duże trudności z dojazdem. Czas biegł, a miałyśmy go niewiele, gdyż pakowanie i porządki w mieszkaniu przed oddaniem właścicielowi zajęły nam wiele godzin.
Nigdy nie zapomnę nerwów, zmęczenia po biegu z walizkami do najbliższej ulicy z kursującymi autobusami i tramwajami. Nie zapomnę też mojej wściekłości na organizatorów, którzy nie potrafili tak kierować biegnącymi, abyśmy mogły przedostać się na drugą stronę. I nie była to bezmyślna złość.
Wkrótce potem można było w internecie zobaczyć, jak pomysłowo w jakimś mieście amerykańskim kierowano strumień biegnących raz lewą, a raz prawą stroną, aby nie blokować całkiem ruchu pieszych w poprzek. Do tej pory zastanawiam się, jakim prawem grupa ludzi, realizując swoje zainteresowania i idee lekceważy mnie, moje sprawy, kompletnie nie licząc się z moją sytuacją.
Możliwe, że gdyby któraś z nas wtedy mieszkała w Poznaniu, byłybyśmy zorientowane, co się dzieje w mieście. Ale obie byłyśmy przejazdem. Obie w ostatniej chwili dotarłyśmy na dworzec kolejowy, ale niestety ostatnie wspomnienia z Poznania nie są miłe.
Co sądzisz o tej opinii? Napisz do nas: metrowarszawa@agora.pl