Piotr Zioła o Warszawie: Ta dzielnica kojarzy mi się z szumem liści oraz śpiewem ptaków [WYWIAD]

Piotr Zioła to muzyk, który ma szansę zawojować polską scenę muzyczną. W ubiegłym roku ukazał się jego debiutancki album "RevolvingDoor", za który otrzymał Fryderyka.

Dziś bierze udział w trasie Męskiego Grania. Nam opowiedział o swojej współpracy z Wojtkiem Mazolewskim. Zdradził też, gdzie warto bywać w Warszawie, żeby się zabawić, a przede wszystkim posłuchać dobrej muzyki.

Kinga Frelichowska, Metrowarszawa.pl: Jak brzmi Warszawa? Jakie muzyczne skojarzenia budzi to miasto?

Piotr Zioła: Wszystko zależy od tego, o jakiej części Warszawy mówimy. Dużo skojarzeń wiąże się z głośnymi dźwiękami, które dobiegają ze Śródmieścia i okolic. Hałas przejeżdżających samochodów, szelest ocierających się o siebie ciał, gwar przechodzącego przez ulice tłumu.

Spokój odnalazłem na Żoliborzu, gdzie osiadłem trzy lata temu. Ta dzielnica kojarzy mi się z szumem liści oraz śpiewem ptaków o poranku. To kojące odgłosy.

W Warszawie wybrzmiewa sporo dźwięków, które inspirują do tworzenia. Latem warto przejść się nadwiślańskim bulwarem. Tam z każdego miejsca dobiega inna muzyka, słychać śmiech ludzi, nuty przywodzące na myśl dobrą zabawę. I tak właśnie słyszę Warszawę - pełną intensywnych brzmień i kontrastów, które mieszają się ze sobą, modyfikują i wreszcie łączą w jedną całość.

Pochodzisz z Opola, w Warszawie mieszkasz od niedawna. Czujesz się słoikiem?

- Gotuję sobie sam, więc słoikiem nie jestem, a jeszcze częściej jem na mieście (śmiech). Warszawę tworzą ludzie z różnych stron Polski. Mam tu przyjaciół, znajomych, wytwórnię i zespół, więc czuję się jak u siebie - w Warszawie jestem po prostu w domu. Gdy zatęsknię za rodzicami, wiem, że w każdej chwili mogę do nich przyjechać.

Gdybyś miał stworzyć warszawską mapę muzyczną, to jakie miejsca byś na niej umieścił? Takie "must have" bywalców.

- Spróbuję coś podpowiedzieć. Często udajemy się do Planu B na placu Zbawiciela - to niezobowiązujące miejsce, gdzie można posłuchać dobrej muzyki z każdej dekady, a kiedy najdzie nas ochota na zabawę, to także potańczyć.

Warte odwiedzenia są kluby Miłość na Kredytowej, Cafe Kulturalna w PKiN i Grizzly Gin Bar na Poznańskiej - organizowane są tam ciekawe koncerty i wydarzenia kulturalne. Do kultowych, muzycznych miejsc na pewno zalicza się Klub Stodoła oraz Palladium.

Latem obowiązkowo trzeba pójść nad Wisłę. Z kolei dobrze zjeść można na Nocnym Markecie, gdzie w tym roku zorganizowano cykl koncertów.

Czy istnieje twoim zdaniem coś takiego jak warszawska scena muzyczna?

- Nie chciałbym generalizować, ale na pewno istnieje tu środowisko muzyczne, które bywa i widuje się na koncertach, choć nie jest ono konkretnie nazwane. Po prostu spotykamy się razem - często w podobnej grupie osób i wychodzimy posłuchać koncertów albo siebie nawzajem.

I naprawdę nie czujesz oddechu konkurencji na plecach?

- Polski rynek muzyczny jest niewielki, ale dla każdego znajdzie się na nim miejsce. Często współpracujemy z tymi samymi osobami,  spotykamy się na festiwalach, koncertach - nie odczuwam rywalizacji, raczej wzajemne wsparcie i chęć promowania dobrej muzyki. Z mojej perspektywy, mówiąc nieskromnie, polski rynek muzyczny wygląda bardzo atrakcyjnie.

A twoi znajomi z rodzinnych stron, z Opola - kibicują czy zazdroszczą?

- Nie wydaje mi się, żeby mi zazdrościli. Znajomi ze szkoły odnoszą swoje pierwsze sukcesy w dziedzinie sztuki. Kibicujemy sobie i na pewno nie ma tu mowy o żadnej zawiści. Podobnie jest z rodziną, czy krewnymi z Opola - bardzo ciepło przyjęli to, co robię. Jeżeli ktoś z nich akurat znajduje się w pobliżu, to przychodzi na moje koncerty. Zawsze mogę liczyć na mamę, która pamięta o każdym występie i przysyła sms-a zagrzewającego mnie do wyjścia na scenę.

Podobno też bardzo liczysz się ze zdaniem swego taty, który też jest muzykiem?

- Sporo się w tej kwestii zmieniło, jednak zdanie najbliższych zawsze będzie dla mnie istotne. Jakiś czas nie mieszkam już w rodzinnym domu, więc nauczyłem się podejmować decyzje samemu, bo tego właśnie wymaga ode mnie ten zawód. Myślę, że jest to wkraczanie w dorosłość, choć wciąż czuję się dzieciakiem.

Na twojej debiutanckiej płycie "RevolvingDoor" znalazły się teksty Gaby Kulki, Karoliny Kozak, Radka Łukasiewicza, ale też twoje. Czy zacząłeś już pracować nad tekstami na kolejną płytę?

- Zaczynam powoli myśleć o nowym materiale, dlatego powstają już pierwsze szkice, które na razie chowam do szuflady. Na debiutanckiej płycie byłem współautorem, ale tak naprawdę, mój pierwszy, w pełni autorski tekst "Kolor czerwieni" znalazł się na albumie "Chaos pełen idei" Wojtka Mazolewskiego. Te słowa pisałem pod presją czasu, bo goniły mnie terminy, ale dzięki temu zmobilizowałem się do pracy. Po tym doświadczeniu nabrałem siły i przekonania, że mogę takiemu wyzwaniu sprostać. Nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy dokładnie ukaże się moja druga płyta. Nie zamierzam się spieszyć. Muszę być przede wszystkim zadowolony z efektu końcowego.

Na twojej płycie słychać wyraźną fascynację latami 50' i 60', a co jeszcze cię inspiruje?

- Poprzez różne muzyczne kolaboracje, w których brałem udział, dopuściłem do siebie inne gatunki muzyczne, a dzięki współpracy z zespołem "Rysy" zacząłem przygodę z muzyką elektroniczną. Następnie razem z warszawskim duetem Flirtini stworzyliśmy piosenkę "Bilet", a ostatnio na Orange Warsaw Festival wystąpiłem z zespołem Suumoo, wykonując nasz wspólny utwór. Mój romans z elektroniką nadal trwa. Pozwala mi to nabrać większego dystansu i poszerzyć źródło inspiracji.

Na okładce "RevolvingDoor" wyglądasz jak James Dean. Miałeś swój udział w projektowaniu tej okładki?

- Tak, pomysł był mój, a okładka powstała we współpracy z grafikiem. Chodziło nam o to, żeby pokazać wizerunek spójny z muzyką, którą wykonuję oraz zachować klimat sprzed pięćdziesięciu lat.

A palisz papierosy, czy to tylko taka kreacja?

- Niestety, palę. W czasie sesji okładkowej, w pierwszych chwilach nie czułem się najswobodniej. Fotografka, Zuza Krajewska, próbowała uchwycić naturalne zachowanie, więc zapytała, czy zapalę papierosa. Tak właśnie powstało to zdjęcie. Okładka płyty miała nawiązywać do winylowych wydań z lat 50' i 60'.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie tworzysz muzyki, która schlebia tanim gustom?

Postawiłem na jakość. Nie tworzyłem piosenek na potrzeby radia, ale nie sądzę też, żeby był to materiał trudny i nieprzystępny. Uważam, że znalazłem złoty środek, jednak planując następną płytę, myślę, że mógłbym zabrnąć gdzieś dalej - w ciemniejsze rejony.