- Poziome, pionowe, słupki małe i duże, do tego jakieś esy-floresy sprayem namalowane na ulicy - wylicza znaki drogowe na Górczewskiej w Warszawie pan Jerzy z Księcia Janusza. I dodaje: Do tej pory robiłem zakupy w Wola Parku, ale od kiedy zmieniono w tej okolicy zasady ruchu, to przestałem w ogóle tędy jeździć, bo ogłupieć idzie od tych znaków.
Na problem z poruszaniem się narzekają nie tylko klienci Wola Parku, ale także ci z pobliskiej stacji benzynowej czy w końcu sami mieszkańcy Woli, którzy siłą rzeczy muszą się na tym odcinkiem Górczewskiej przemieszczać.
Żeby to zrobić, trzeba bacznie się rozglądać, bo w jednym miejscu może stać nawet 6 znaków drogowych, a na 100-metrowym odcinku aż kilkanaście. Kierowcy narzekają szczególnie na te, gdzie drobnym maczkiem wypisane jest, kto powinien stosować się do znaków.
- Żeby przeczytać, co jest napisane i kto jest zwolniony np. z zakazu wjazdu, trzeba się zatrzymać, żeby ogarnąć, o co chodzi - mówi Andrzej z Osiedla Przyjaźń. - Ja mieszkam tutaj i już wiem, gdzie mogę wjechać, a gdzie nie. Ale przyjezdny czy kierowca z innej części miasta nie ma szans zorientować się w tych znakach – dodaje.
Zdania na temat ilości znaków drogowych na kilkusetmetrowym odcinku Górczewskiej są podzielone. Jedni narzekają, inni zaś chwalą organizację ruchu. - Dla mnie to wszystko jest czytelne i zrozumiałe - mówi pan Piotr, którego spotykam na parkingu przy Wola Parku. - Znak zakazu wjazdu jest jeden i każdy kierowca wie, co on oznacza. Jakby nie był postawiony, zawsze oznacza to samo. Jeżeli ktoś ma z tym problem, to powinien oddać prawo jazdy, bo to jest podstawa – wyjaśnia.
Wtórują panu Piotrowi inni kierowcy. - Na egzamin w takim razie bym wysłał takich delikwentów - mówi Ryszard z Woli. - Wszyscy jadą na pamięć, wystarczy zmienić organizację ruchu i wychodzi na jaw, kto nie zna znaków. Wstyd dla takiego kierowcy, a nie tego, kto znaki stawiał - kwituje.
Mimo wszystko wielu kierowców gubi się w gąszczu znaków drogowych, co wykorzystują funkcjonariusze straży miejskiej. Mieszkańcy skarżą się, że na tym odcinku ulicy przeprowadzane są kontrole.
- Mieszkam na osiedlu Górce i chciałem dostać się do domu od strony centrum - mówi pan Krzysztof, który dostał mandat. - Jechałem pierwszy raz tym odcinkiem i naprawdę trudno się połapać w tych znakach – mówi. - Gdy mnie zatrzymali, byłem przekonany, że skończy się tylko na pouczeniu, bo budowa metra to jednak wyjątkowa sytuacja dla wszystkich, a znaków jest tak dużo, że można się pomylić. Niestety, dostałem mandat - dodaje.
Niestety, sami funkcjonariusze, których napotkaliśmy podczas wieczornej kontroli, przyznają, że stoją w tym miejscu specjalnie. - Z góry mamy nakazane, żeby dawać mandaty i to te najwyższe - mówi jeden ze strażników miejskich. I dodaje: Miejsce też nieprzypadkowe. Codziennie jeżdżą tym odcinkiem zagubieni kierowcy, a my mamy obowiązek takich karać. I kończą: Ile? Nawet 500 złotych i po kilka punktów karnych.
Skontaktowaliśmy się ze strażą miejską, aby dowiedzieć się, czy relacja napotkanego strażnika jest prawdziwa. W oświadczeniu otrzymanym mailem czytamy, że kontrole straży są prowadzone "doraźnie", szczególnie w godzinach szczytu, czyli rano i popołudniu. A są prowadzone, ponieważ na tym odcinku kierowcy nie stosują się do zakazu ruchu w obu kierunkach.
Jak czytamy dalej, Komendant Straży Miejskiej nie wydawał jednak poleceń, o jakich wspomniał strażnik, z którym rozmawialiśmy. - Stosowane są zarówno pouczenia, jak i mandaty karne - czytamy.
Na pytanie, dlaczego mandaty muszą być tak wysokie, usłyszeliśmy: Taki jest taryfikator.
A teraz zobacz WIDEO: Obrotowe beczki, które mogą uratować ci życie na drodze