17 sierpnia przy ulicy Marywilskiej na warszawskiej Białołęce przechodzień około godz. 18 usłyszał płacz małego dziecka. Głos dobiegał z zaparkowanego w nasłonecznionym miejscu samochodu. Temperatura na zewnątrz wynosiła ponad 30 stopni Celsjusza.
"Mężczyzna zauważył, że na tylnym siedzeniu znajduje się fotelik, a w nim zapłakane i spocone dziecko. Po chwili do pojazdu podeszły inne osoby. Jedna z kobiet zdołała wsunąć rękę przez uchylone okno i otworzyć drzwi. Ponieważ dziecko było bez opieki, świadkowie zatelefonowali pod numer alarmowy" - czytamy w komunikacie Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI. Mundurowi, którzy zjawili się na miejscu, wezwali pogotowie. Ratownicy medyczni stwierdzili, że niemowlę ma objawy odwodnienia i zabrali go do szpitala.
Policjanci ustalili personalia rodziców chłopca. Próbowali się z nimi telefonicznie skontaktować, jednak bezskutecznie. "Kilkanaście minut po 19 do samochodu podbiegł zdenerwowany mężczyzna, jak się okazało, ojciec dziecka. 40-latek tłumaczył powody pozostawienia synka w samochodzie. Chwilę po nim zjawiła się również matka dziecka" - czytamy w komunikacie.
Mężczyzna tłumaczył, że zostawił syna w samochodzie tylko na chwilę. Jednak zeznania świadków przeczą jego wersji. 40-latek został zatrzymany do czasu wyjaśnienia sprawy. 18 sierpnia policjanci przedstawili mu zarzut dotyczący narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ojcu grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.