Warszawska Rada Kobiet przygotowała poradnik dla nauczycielek i nauczycieli dotyczący feminatywów, nazywanych potocznie "żeńskimi końcówkami".
"Szkoły powinny dbać o to, aby każda dziewczynka wiedziała, że może zostać, kim chce – architektką, naukowczynią, prezydentką, fryzjerką, pielęgniarką, chirurżką, psycholożką, nauczycielką czy prawniczką. Podstawa programowa pełna jest postaci męskich, a język podręczników szkolnych jest zdecydowanie androcentryczny" - wyjaśnia stołeczny ratusz.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
W związku z publikacją zorganizowano też debatę, która ma odbyć się w piątek po południu w Domu Spotkań z Historią.
W debacie, oprócz wiceprezydentek Aldony Machnowskiej-Góry i Renaty Kaznowskiej, wezmą udział również m.in. autorki poradnika prof. dr hab. Jolanta Szpyra-Kozłowska i prof. UAM dr hab. Iwona Chmura-Rutkowska, a także przewodnicząca Warszawskiej Rady Kobiet prof. Małgorzata Fuszara oraz przewodnicząca Komisji Edukacji Rady m.st. Warszawy Dorota Łoboda. W dyskusji uczestniczyć będą również nauczycielki i uczennice.
Pomysł wydania poradnika i organizacji debaty nie wszystkim się jednak podoba. Jak przekonywał w rozmowie z PAP, cytowanej przez portal gazetaprawna.pl warszawski radny PiS Oskar Hejka, feminatywy to "sztuczne twory językowe" a "ich promowanie to wciskanie do szkół ideologii tylnymi drzwiami".
Wątpliwości Hejki wzbudził też fakt, że prelegentkami debaty będą wyłącznie kobiety. PAP wskazuje, że według radnego "tak można ustalać językowe wytyczne tylko wtedy, jeśli mają być w przyszłości używane wyłącznie w damskim gronie".
Z kolei stołeczny poseł PiS Paweł Lisiecki przyznał, że choć nie jest przeciwny feminatywom, to "jeśli jego dziecko zwraca się do innych z szacunkiem i mówi poprawnie po polsku, to nikt nie ma prawa go poprawiać w imię ideologii".
O komentarz zwróciliśmy się do radnego Michała Szpądrowskiego, który pełni funkcję rzecznika prasowego klubu PiS w stołecznej radzie.
- Nie mamy w tej sprawie jednolitego stanowiska, nigdy nie rozmawialiśmy wśród radnych o tym, kto jakie ma podejście - przekazał w rozmowie z Metrowarszawa.gazeta.pl.
- Osobiście uważam, że nie jest to jakieś wpychanie ideologii, natomiast część z tych feminatywów jest moim zdaniem bardzo sztuczna i brzmi tragicznie w języku polskim, np. szpieżka. Nie przeszkadza mi za to np. dyrektorka szkoły. Wiem, że panie też mają różne podejście do tej kwestii - dodał.
Szpądrowski zaznaczył, że nie ma nic przeciwko zarówno poradnikowi, jak i debacie, pod warunkiem że wprowadzanie feminatywów nie byłoby "forsowane". - Uważam, że nie jest to obecnie najważniejszy problem w mieście - ocenił.
- W debacie publicznej wciąż rzadko słyszymy o profesorkach, mechaniczkach i prezeskach. Nikogo za to nie bulwersują feminatywy zawodów pomocniczych – sprzątaczka, herbaciarka, woźna. Dlatego musimy rozmawiać o feminatywach i nauczyć się je stosować, bo trzeba pamiętać, że język, którego używamy kształtuję otaczającą nas rzeczywistość - wskazywała w komunikacie ratusza wiceprezydentka Warszawy Aldona Machnowska-Góra.