W piątek 12 sierpnia na ulicy Jagiellońskiej na warszawskiej Pradze doszło do tragicznego wypadku. Noga czteroletniego chłopca, który jechał ze swoją babcią tramwajem starszego typu linii 18, została przytrzaśnięta w drzwiach. Dziecko było ciągnięte przez kilkadziesiąt metrów wzdłuż torowiska, jego babcia została w środku. Czterolatek nie przeżył.
Tramwaje Warszawskie opublikowały komunikat dotyczący zdarzenia. "Ze wstępnych ustaleń wewnętrznych spółki, że hamulec bezpieczeństwa był użyty. Po wejściu do wagonu nasi pracownicy potwierdzili, że jeden z nich był wyciągnięty" - przekazano.
"Z analizy zapisu urządzeń rejestrujących tramwaju wynika, że tramwaj zahamował po użyciu hamulca bezpieczeństwa. Zahamował na dystansie 28 m w około 4 sekundy" - podkreślono w komunikacie i dodano, że Tramwaje Warszawskie współpracują ze służbami śledczymi, aby wyjaśnić przebieg i przyczyny tej tragedii.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Wcześniej rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz przekazał portalowi Gazeta.pl, że w tramwaju nie ma monitoringu, a motorniczy nie mógł dostrzec w lusterku, co dzieje się na końcu pojazdu. Dodał także, że drzwi były wyposażone w mechanizm, który zapobiega przytrzaśnięciu pasażera. Mechanizm ten został potem przetestowany w obecności prokuratora. Zadziałał prawidłowo.
Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.