- Gromadziliśmy materiał dowodowy w tej sprawie, po przeprowadzeniu szeregu czynności 23-letni mężczyzna został zatrzymany w piątek. W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Wola usłyszał zarzut dotyczący innej czynności seksualnej - mówi w rozmowie z Metrowarszawa.gazeta.pl kom. Marta Sulowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV.
Mężczyzna trafił do aresztu na trzy miesiące. Policja nie ujawnia, czy przyznał się do winy. Na razie nie wiadomo też, czy w przeszłości był karany.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Sytuację, do której miało dojść przed kilkoma dniami, opisała w mediach społecznościowych pani Noemi. Kobieta umieściła komentarz na fanpage'u aplikacji Bolt, za której pośrednictwem zamówiła przejazd.
"Zamówiłam Bolta, który miał mnie zawieźć ze spotkania ze znajomymi na Świętokrzyskiej w Warszawie do domu - na Wolę. Ta trasa zwykle zajmuje jakieś sześć minut o tej porze. Wczorajszej nocy trwała godzinę" - czytamy.
Kobieta twierdzi, że była zmęczona po dwudniowych warsztatach tanecznych i zasnęła w aucie.
"Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach. Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen… facet ze zdjęcia, czyli kierowca Bolta, wywiózł mnie na jakiś parking, było pusto dookoła, jakieś domy jednorodzinne, niedaleko ogromny piętrowy parking typu Park and Ride" - dodała pani Noemi.
Jak opisała, "wpadła w szał ze strachu" i postraszyła mężczyznę policją. Ostatecznie kierowca odwiózł kobietę do domu. Gdy napisała skargę w aplikacji przewoźnika, otrzymała zwrot kosztów przejazdu - 8,23 zł.
Biuro prasowe aplikacji Bolt przekazało w oświadczeniu przesłanym portalowi Kobieta.gazeta.pl, że tego typu zarzuty traktuje "bardzo poważnie", a firma "nie akceptuje takiego zachowania wśród kierowców i kierowczyń zatrudnionych przez floty współpracujące z Bolt".
"Nasz zespół odpowiada na wszystkie zgłoszenia przesyłane w aplikacji, blokuje kierowcę na platformie Bolt, tak by nie mógł realizować już przejazdów oraz bada każdą zaistniałą sytuację. Współpracujemy z policją przy każdej sprawie, zapewniając, żeby osoby odpowiedzialne poniosły konsekwencje" - dodano.
Firma podkreśliła m.in., że Bolt "wymaga od swoich partnerów flotowych, którzy zatrudniają kierowców, przedstawienia szeregu dokumentów potwierdzających, czy dana osoba może przewozić ludzi". Chodzi o zaświadczenie o niekaralności, dokumenty identyfikacyjne kierowcy, kopię prawa jazdy kierowcy oraz dowodu rejestracyjnego.
Zaledwie kilka dni wcześniej miało dojść do innego tragicznego zdarzenia. Ratownik medyczny na Instagramie opisał wezwanie do kobiety, która miała zostać pobita i zgwałcona przez kierowcę Bolta. "Kierowca wyciągnął dziewczynę z samochodu, dotkliwie pobił, zgwałcił i zostawił zakrwawioną - relacjonuje pracownik warszawskiego pogotowia, który pomagał kobiecie. Prokuratura i policja prowadzą śledztwo. Ale choć dramatyczna historia wydarzyła się pod koniec stycznia, sprawca do dziś jest na wolności" - opisywała warszawska "Gazeta Wyborcza".