Załogi karetek stojące w kolejce i oczekujące na przyjęcie do szpitala przywiezionych pacjentów - to obraz, który w czasie poprzednich fal epidemii widzieliśmy zarówno w stolicy, jak i innych polskich miastach. Wszystko wskazuje na to, że czwarta fala również doszła do tego etapu - karetki pogotowia godzinami stoją w kolejkach przed placówkami w Warszawie.
"Na zdjęciu widzicie Państwo wczorajszą kolejkę karetek czekających przed wjazdem do SOR-u szpitala przy ul. Szaserów. Kolejka powstała, ponieważ warszawskie szpitale są niewydolne - część z nich została przekształcona w szpitale covidowe, cześć dezynfekowała się po wizycie dodatnich pacjentów w SOR-ach" - czytamy na facebookowym profilu To nie z mojej karetki, który relacjonuje pracę ratowników medycznych w Warszawie.
"Tak tylko na marginesie podpowiemy: dla osób VIP, ze statusem instagramerów, aktorów, celebrytów czy polityków kolejka jest ta sama. Nie ma bocznego wejścia ani przepuszczania na mrugnięcie okiem" - pisze dalej autor wpisu. "A można było tego uniknąć" - dodaje.
Więcej informacji na temat epidemii koronawirusa znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
O problemach stołecznych ratowników alarmuje też reporter tvn24.pl Artur Węgrzynowicz, który opisywał sytuację w Warszawie z piątku, gdzie przed Szpitalem Bródnowskim ustawiła się kolejka z ośmiu karetek. Ratownicy wyjechali do pacjenta z powiatu legionowskiego, który miał duszności (nie w związku z COVID-19). Jako że podjęto decyzję o dalszych badaniach, pacjent miał trafić do szpitala Bródnowskiego. Tam w karetce czekał na przyjęcie niemal 6 godzin. Łącznie zespół spędził więc 7 godzin na realizacji tylko jednego zadania.
Dyrektor Meditransu doktor Karol Bielski w rozmowie z reporterem przyznał, że realizacja jednego zlecenia wydłuża się obecnie nawet do 10 godzin. Liczba pacjentów zwiększyła się o 30 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca, a około 100 wyjazdów dziennie, to te do pacjentów zakażonych koronawirusem.
Dlaczego ratownicy z Warszawy wyjeżdżali do powiatu legionowskiego? - W tym czasie w Legionowie nie było żadnej wolnej karetki. Do wypadków był dysponowany śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - podaje Węgrzynowicz z tvn24.pl. Ratownicy dostają coraz więcej wezwań do pacjentów z koronawirusem, a miejsc w szpitalach zaczyna brakować. Dodatkowym utrudnieniem są też sytuacje, kiedy ktoś trafi na SOR i okazuje się, że jest zakażony, choć wcześniej nie podejrzewano wirusa. Wówczas SOR musi zostać zdezynfekowany i tym samym zamknięty na kilka godzin.
- Jeździmy do szpitali oddalonych nawet o 150 kilometrów: do Zambrowa, do Przasnysza, ale też do Pułtuska, do Sierpca czy Radomia. Takie transporty są codziennością, ale mamy jeszcze sytuację taką, że szpitale warszawskie w głównej mierze przyjęły ciężar walki z pandemią w tym rejonie stołecznym - tłumaczył portalowi Bielski.
W metrowarszawa.gazeta.pl niedawno informowaliśmy, że decyzją ministra zdrowia Szpital Praski ma zostać zamieniony w covidowy. Władze Warszawy odwołały się od tej decyzji, bo placówka jest wypełniona innymi chorymi oraz chce, aby była ona wielospecjalistyczna. Więcej na ten temat:
Województwo mazowieckie przez cały czas jest w czołówce pod względem liczby nowych zakażeń koronawirusem. W niedzielę 7 listopada resort zdrowia informował o 2 846 przypadkach. W sobotę natomiast raportowano o 3 470 zakażeniach.