Pod oświadczeniem podpisało się trzynastu lekarzy weterynarii pracujących w schronisku "Na Paluchu". Jak podkreślili, we wpisach niektórych wolontariuszy publikowanych w mediach społecznościowych "w sposób fałszywy przedstawiana była historia leczenia schroniskowych zwierząt".
"Taki sam przekaz, a także treści poddające w wątpliwość stosowane w Schronisku podstawowe praktyki profilaktyki chorób zakaźnych zwierząt, trafiał do osób nadzorujących pracę Schroniska w Urzędzie m. st. Warszawy oraz m. in. do niektórych radnych m. st. Warszawy" - zaznaczyli weterynarze. Podkreślili, że jest to kolejna forma rozszerzającego się "sporu z dyrektorem Schroniska".
W oświadczeniu czytamy także, że do schroniska "codziennie trafiają psy i koty wyrzucane z okien, będące ofiarami wypadków komunikacyjnych, czy wieloletnich zaniedbań ludzi".
"Niektóre z ich problemów są oczywiste, inne wymagają długotrwałego procesu diagnostycznego, którego nierzadko nie jesteśmy w stanie dokończyć z powodu ich śmierci lub wydania ze Schroniska. W naszej pracy niejednokrotnie (a w przypadku nowych zwierząt bardzo często) jesteśmy pozbawieni niezwykle ważniej części wizyty lekarskiej – bogatego wywiadu" - dodali weterynarze.
Jak stwierdzili, "z częścią wolontariatu dogadują się lepiej, z inną gorzej", a "do pewnych wolontariuszy czują autentyczną sympatię, do innych antypatię".
"Staramy się jednak podchodzić do tego profesjonalnie, aby osobiste animozje nie przeszkadzały w osiągnięciu głównego celu naszej pracy, jakim jest zwiększenie dobrostanu naszych podopiecznych. Krzywdzące są dla nas opinie niektórych z wolontariuszy, o ich rzekomej moralnej przewadze nad nami ("wolontariat to coś więcej niż praca, bo wynika z czystej miłości do zwierząt i empatii" – słowa takie sugerują, że sami takich uczuć jesteśmy pozbawieni i pracujemy wyłącznie dla pieniêdzy)" - czytamy.
"Kształcimy się ustawicznie i przywykliśmy do tego, że naszą wiedzę oceniają bardziej doświadczeni koledzy i koleżanki po fachu, często z tytułami, stopniami i dorobkiem naukowym, ewentualne błędy ocenia samorząd zawodowy. W świetle tego, słowa zawarte w ostatniej skardze zgłoszonej na jednego z lekarzy: "jako wieloletnia wolontariuszka jestem w stanie ocenić wiedzę i zaangażowania lekarzy weterynarii, którzy zajmują się zwierzętami w schronisku" brzmią w naszych uszach po prostu arogancko" - dodano.
Weterynarze twierdzą jednocześnie, że wolontariusze "negatywnie reagują na próby zwiększenia przejrzystości ich pracy i poddania jej nadzorowi". "Wykorzystywanie nieprawdziwie przedstawianych historii leczenia kilku zwierząt oraz podważanie naszych kompetencji przelewa czarę goryczy" - napisali w oświadczeniu. Dodali, że to "czysto partykularna taktyka, mająca na celu zwiększenie szumu medialnego wokół Schroniska".
Na facebookowym profilu "SOS Paluch" od kilku tygodni ukazują się wpisy autorstwa grupy wolontariuszy schroniska "Na Paluchu". Wolontariusze w swoich publikacjach twierdzili m.in., że schronisko nie używa inkubatorów przeznaczonych dla małych kotów, choć dysponuje dwoma takimi urządzeniami, pisali również o "tragicznych warunkach", w których żyją schroniskowe koty. Informowano także o kocie, który umarł w trakcie operacji w schronisku, choć, według wolontariuszy, powinien był być operowany w zewnętrznej klinice.
Prezydent Warszawy Rafa³ Trzaskowski zlecił w schronisku kontrolę, która rozpoczęła się 2 sierpnia. Badane są m.in. zasady i funkcjonowanie wolontariatu w schronisku, prawidłowość prowadzenia procesów adopcji, warunki, w których przetrzymywane są zwierzęta oraz wykorzystanie sprzętu medycznego służącego do leczenia zwierząt uzyskanego w ramach zbiórek społecznych.
Przypomnijmy, że w połowie maja grupa wolontariuszy schroniska "Na Paluchu" napisała list otwarty do dyrektora placówki Henryka Strzelczyka w związku z nowymi procedurami adopcyjnymi. Jak twierdzili wolontariusze, "mogą w niektórych przypadkach zostać zupełnie pominięci w procesie adopcji i nawet nie poznać przyszłych adoptujących". Zaznaczali też, że nie będą mieli "wpływu na to, czy zwierzę trafi do odpowiedniego domu". Wolontariusze uważają też, że zostali sprowadzeni "do roli osób pomagających w spacerach".
Jak wyjaśniał w odpowiedzi na list dyrektor placówki, nowa procedura dotyczy m.in. zmian w czasie trwania i tempie procesu adopcyjnego, a także wprowadza możliwość wniesienia sprzeciwu od opinii wolontariusza lub opiekuna zwierzęcia oraz od decyzji adopcyjnej pracownika biura adopcji.
"Nie jest prawdą, że Wolontariusze zostali odsunięci od procesów adopcyjnych. (...) Obecna procedura pozwala na rozpoczęcie procesu także w dniu, kiedy wolontariusz ze względu na swoje zobowiązania zawodowe nie może być obecny w Schronisku. (...) procedura adopcyjna zastrzega, że co najmniej jeden spacer przedadopcyjny powinien się odbyć z wolontariuszem psa" - podkreślał Henryk Strzelczyk.
Zaznaczył, że "zarówno nowa procedura, jak i jej poprzednia wersja zakładały udział wolontariuszy i opiekunów (osób zatrudnionych w schronisku, które na co dzień zajmują się zwierzętami) w procedurze adopcji".
"Możliwość wniesienia sprzeciwu od dokonanych ustaleń w procesie adopcyjnym sprawia, że jednoosobowa opinia wolontariusza lub opiekuna zwierząt co do zasadności wydania zwierzęcia do adopcji danej osobie, czy jednoosobowa decyzja pracownika biura adopcji o wydaniu zwierzęcia danej osobie, przestała być nieodwracalnym "wyrokiem" dla osób uczestniczących w danym procesie adopcyjnym" - wskazywał dyrektor.