Do wypadku doszło w połowie stycznia tego roku. 12-latek zmarł w szpitalu, do którego został przewieziony z rozległym urazem głowy.
16 stycznia 12-letni chłopiec bawił się pod opieką mamy na Górce Szczęśliwickiej od strony kościoła przy ulicy Włodarzewskiej w Warszawie. Nastolatek zjeżdżał na pontonie śnieżnym ze stromej górki, u której podnóża stoją ławki i betonowe kosze na śmieci. Podczas jednego ze zjazdów, dziecko uderzyło głową w ławkę.
Jak podaje "Wyborcza", Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota, która prowadziła śledztwo w kierunku narażenia chłopca na niebezpieczeństwo oraz nieumyślne spowodowanie śmierci (art. 155 i 160 Kodeksu karnego), umorzyła postępowanie.
Prokuratura przesłuchała świadków zdarzenia, zabezpieczyła nagrania z telefonów, na których widoczny był moment zdarzenia i stwierdziła, że ponton, na którym zjeżdżał 12-latek, był nowy i nieuszkodzony, a chłopiec korzystał z niego prawidłowo.
Jak pisaliśmy, na drugi dzień po śmierci chłopca, gdy reporter tvnwarszawa.pl znajdował się na miejscu zdarzenia, inne dziecko także doznało wypadku podczas zjeżdżania z górki. Tym razem dziewczynka wjechała w metalową latarnię, w którą uderzyła głową.
- To jest park. W parku są betonowe kosze, latarnie, ławki, drzewa. I nie każde miejsce nadaje się, by zjeżdżać tam na sankach. Tam, od strony ul. Włodarzewskiej, gdzie zdarzył się wypadek, za chwilę jest ceglano-metalowy płot kościoła. To miejsce kompletnie nie nadaje się do tego, by tam zjeżdżać. Szczególnie, że jest stromo i sanki rozwijają dużą prędkość - mówiła w styczniu portalowi naTemat Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka Urzędu Dzielnicy Ochota.
- Jesteśmy w kłopocie. Z jednej strony mówi się, że ławkę trzeba zabrać. Jednak chcemy uniknąć wrażenia, że nagle czyścimy teren, żeby było bezpiecznie. Że gdy zabierzemy te elementy architektury parkowej, to nagle zrobi się bezpiecznie i będzie można jeździć na sankach, bo właśnie jest dokładnie odwrotnie - dodała. Ostatecznie urzędnicy zdecydowali się usunąć wszystkie ławki w okolicy.