Lekarka, pracując w publicznej placówce ochrony zdrowia, przez kilkanaście lat przyjmowała łapówki za swoją pracę.
Śledztwo dotyczące lekarki i zbieranie przeciwko niej dowodów trwało kilka miesięcy. Jak poinformował Polskie Radio dla Ciebie Rafał Jeżak z mazowieckiej policji, funkcjonariusze policji przesłuchali w tej sprawie ponad 100 osób.
Okazało się, że lekarka, pracując w publicznej placówce ochrony zdrowia, przyjmowała pacjentów w różnym wieku, głównie osoby starsze. Ustalono ponad 100 osób, które za wykonane badania, wydawane zaświadczenia czy recepty, wręczały tej pracownicy niewielkie kwoty od 20 do 100 zł, ale również żywność jak miód i jajka
- wyjaśniał policjant.
Śledztwo, zakończyło się skierowaniem aktu oskarżenia do sądu wraz z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze, bez przeprowadzenia rozprawy. Kara zostanie wymierzona po uzgodnieniu z prokuratorem.
Jak tłumaczą prawnicy, w polskim prawie w ogóle nie ma pojęcia "łapówka". Zamiast tego funkcjonuje pojęcie jak "materia prawna". Mówi ona o tym, że lekarzowi nie wolno przyjąć korzyści majątkowej lub osobistej ani nawet obietnicy takiej korzyści, a pacjentowi składać podobnych ofert. - I jedno, i drugie uznaje się za czyn nieakceptowalny prawnie na podstawie Kodeksu karnego (art. 228–229), prawa farmaceutycznego, kodeksu etyki lekarskiej. Nie zostało powiedziane wprost, że prezent za 50 zł jest dozwolony, a za 150 zł już nie. Konkretna kwota w kontekście działań łapówkarskich pojawia się jedynie w prawie farmaceutycznym, gdzie suma powyżej 100 zł została określona jako znaczna korzyść majątkowa - wyjaśnia Onetowi mecenas Dagmara Fabiszak z Kancelarii Ostrowski i Wspólnicy.
69 proc. badanych Polaków nie spotkało się z sytuacją, że lekarz oczekiwał od nich łapówki. Jednocześnie 54 proc. respondentów zna minimum jedną osobę, która dała kopertę z pieniędzmi medykowi - wynika z badania przeprowadzonego dla Wirtualnej Polski na platformie Ariadna w styczniu 2020 roku.