- Maszynista odezwał się, spytał, o co chodzi. Usłyszał, że miała miejsce bójka i potrzebna jest policja. Po chwili jednak zamknął drzwi i jak gdyby nigdy nic, pojechał dalej - relacjonował czytelnik portalu kontakt24.pl.
Redakcja portalu kontakt24.pl otrzymała informację o ataku na pasażera w pociągu drugiej linii warszawskiego metra jadącego w kierunku Woli. Mężczyzna był kopany i okładany pięściami. Pasażerowie informowali maszynistę za pomocą przycisków SOS, że dzieje się coś złego, ten jednak miał zignorować wszystkie sygnały.
Kiedy metro dojechało na stację Rondo ONZ, maszynista otworzył drzwi, a agresor wysiadł i oddalił się ze stacji.
Pasażerów zszokowała postawa maszynisty, który zignorował informację o napaści na jednego z podróżujących. - Przecież gdyby miał miejsce jakiś atak terrorystyczny, czy inne poważne zagrożenie, to wszyscy pasażerowie zostaliby wyrżnięci w pień, zanim ktokolwiek by zareagował. A wszystko w bezpiecznym, monitorowanym i strzeżonym metrze. W głowie się to nie mieści i pokazuje, że bezpieczeństwo w metrze jest tak naprawdę fikcją - poinformował kontakt24.pl mężczyzna, który opisał całą sytuację.
Anna Bartoń, rzeczniczka Metra Warszawskiego była pytana o to, czy pozwolenie sprawcy odejść było zgodne z procedurą. - Za bezpieczeństwo odpowiada policja. Kiedy maszynista otrzymuje takie zgłoszenie, jego obowiązkiem jest stosowanie procedur, które są zatwierdzone przez komendanta. (...) Po naszej stronie dochowaliśmy więc wszystkich niezbędnych czynności, niezwłocznie kontaktując się z policją i stosując się do tych procedur - wyjaśniła i dodała, że zabezpieczono dane z monitoringu oraz nagrania komunikacji głosowej z dyspozytornią.