Mazowieckie. Kobieta czekała na karetkę kilkadziesiąt minut, zmarła. Są wyniki kontroli

Kobieta czekała na karetkę przez kilkadziesiąt minut. W tym czasie jej stan się pogorszył i kiedy ratownicy pojawili się na miejscu, mogli tylko bezskutecznie prowadzić reanimację. Kobieta zmarła. Wojewoda mazowiecki zlecił kontrolę, aby ustalić, co było przyczyną zwłoki zespołu ratownictwa medycznego i czy doszło do złamania prawa.

Zdarzenia miało miejsce pod koniec marca bieżącego roku. Kobieta w wieku około 60 lat poczuła się źle i wezwała pogotowie, dzwoniąc do Centrum Powiadamiania Ratunkowego (CPR). Jej stan się pogarszał, a karetka nie przyjechała w ciągu następnych kilkudziesięciu minut. Jeden z członków rodziny kobiety po raz drugi zadzwonił na numer ratunkowy. Tym razem karetka przyjechała po kilkunastu minutach. Stan pacjentki był jednak na tyle zły, że potrzebne było przeprowadzenie reanimacji. Ratownicy przez godzinę walczyli o życie pacjentki, ale kobieta zmarła.  

Mazowieckie. Pacjentka czekała blisko godzinę na karetkę. Urząd województwa przeprowadził kontrolę

Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł zlecił przeprowadzenie kontroli w CPR. O ustaleniach kontroli poinformował PAP zespół prasowy Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego (MUW) w Warszawie.

Wynika z niej, że pierwsza rozmowa z operatorem odbyła się o godzinie 21:12:53 i trwała ok. 5 minut. "W trakcie rozmowy operator zebrał wywiad medyczny od osoby zgłaszającej, następnie na jego podstawie zakwalifikowano zgłoszenie w kodzie pilności 2 i poinformowano o przyjęciu zgłoszenia o godz. 21:17:06 oraz rozpoczęto procedurę poszukiwania wolnego Zespołu Ratownictwa Medycznego (ZRM) zgodnie z kodem pilności" - poinformował zespół prasowy. 

Według kontrolerów "dyspozytor medyczny prawidłowo ocenił kod pilności zgłoszenia", ale karetka nie dojechała do pacjentki, ponieważ wszystkie Zespoły Ratownictwa Medycznego w Warszawie były niedostępne. Jednostki realizowały inne wezwania lub były w trakcie dekontaminacji.

"Następnie o godzinie 21:46:34 operator CPR odebrał ponowne zgłoszenie i na podstawie wywiadu medycznego niezwłocznie zakwalifikował je w kodzie pilności 1 o godzinie 21:47:50 i rozpoczął procedurę instruowania rodziny pacjentki w zakresie przeprowadzenia reanimacji do czasu przybycia zespołu ratownictwa medycznego" - czytamy. Kontrolerzy ustalili, że od przekazania zgłoszenia w kodzie pilności 1, karetka dojechała do kobiety w około 13 minut, po czym ratownicy rozpoczęli reanimację.

MUW: Dyspozytor działał zgodnie z procedurami

Według urzędu wojewódzkiego "każdy etap procedury tj.: zbieranie wywiadu, dysponowanie ZRM, dojazd do miejsca zdarzenia został wnikliwie zbadany", a czynności dyspozytora medycznego "były wykonywane zgodnie z obowiązującymi procedurami". 

Zespół prasowy MUW poinformował również, że już po zdarzeniu dyspozytor medyczny "omyłkowo utworzył dodatkowe zlecenie wyjazdu pod adres pacjentki, u której wcześniej stwierdzono brak czynności życiowych". Tuż po północy do miejsca zamieszkania pacjentki przyjechała kolejna karetka. Ratownicy dowiedzieli się jednak od rodziny, że kobieta już nie żyje. 

"Doszło do sytuacji zdublowania wezwania"

O zdarzeniu mówił podczas ostatniego posiedzenia komisji zdrowia sejmiku mazowieckiego Karol Bielski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" SPZOZ w Warszawie 

- Pierwsze zgłoszenie […] z ok. 21:10, które zostało przekazane do jednego z zespołów po północy i drugie zgłoszenie alarmowe, wykonane przez członków rodziny tej osoby przed godziną 22, które zostało natychmiast przekazane do zespołu, jako drugie zlecenie. [...] Z tego drugiego zawiadomienia, czyli wykonanego przez członków rodziny zmarłej 40 minut po pierwszym zawiadomieniu, ambulans przyjechał natychmiast po przekazaniu wezwania - powiedział.

- Była bardzo przykra sytuacja, że z tego zawiadomienia pierwszego, początkowego o 21, zlecenie zostało przekazane do ambulansu po północy i zespół przyjechał do miejsca zdarzenia, czyli do miejsca, gdzie ta pacjentka miała być i tam dowiedział się na miejscu, że już dwie godziny wcześniej, wcześniejszy zespół interweniował - dodał. 

Bielski podkreślił, że według niego "doszło do sytuacji zdublowania wezwania, przy czym to pierwsze wezwanie zostało przekazane po trzech godzinach od wykonania telefonu alarmowego, a drugie wezwanie dyspozytor przekazał natychmiast po wezwaniu do ambulansu już do osoby nieprzytomnej, reanimowanej". 

Więcej o: