"Gdy strażnicy miejscy podeszli do leżącego, stwierdzili, że nie może złapać oddechu, a jego ręce i twarz sinieją. Błyskawicznie zorientowali się, że w tej sytuacji liczą się dosłownie sekundy" - informuje warszawska straż miejska.
Do zdarzenia doszło na peronie metra - stacja Kabaty. Kilka dni temu przed godziną 19.00 do dyżurnego straży miejskiej z II Oddziału Terenowego wpłynęło zgłoszenie w sprawie nietrzeźwego mężczyzny znajdującego się na peronie warszawskiego metra. Kilka chwil później na miejscu zjawili się funkcjonariusze, a leżącego mężczyznę wskazali mundurowym pracownicy służby ochrony metra.
Kiedy strażnicy podeszli do poszkodowanego ocenili, że nie jest w stanie złapać oddechu, a jego twarz i ręce sinieją. Funkcjonariusze wiedzieli, że aby uratować mężczyznę, trzeba niezwłocznie udzielić mu pomocy.
Jeden ze strażników zawiadomił o zdarzeniu pogotowie, w tym czasie drugi sprawdził, czy poszkodowany czymś się nie zakrztusił oraz udrożnił jego drogi oddechowe. "Do akcji ratunkowej włączył się przypadkowo przechodzący mężczyzna, który podał się za lekarza. Stwierdził, że leżący człowiek jest w stanie krytycznym" - informuje warszawska straż miejska.
Konieczne okazało się użycie defibrylatora. W chwili, gdy strażnicy poprosili pracownika metra o przyniesienie urządzenia, 25-latek przestał oddychać. Po użyciu defibrylatora jeden z funkcjonariuszy natychmiast rozpoczął masaż serca, a pomagający w akcji ratunkowej lekarz wykonywał sztuczne oddychanie. Strażnicy prowadzili resuscytację na zmianę, do czasu przyjazdu na miejsce pogotowia. Ratownikom medycznym udało się, przywrócili funkcje życiowe mężczyzny, a po zaintubowaniu poszkodowany został przetransportowany do szpitala.