Warszawski szpital na Czerniakowskiej nie przyjął starszej, odwodnionej kobiety. 70-latka przez dwanaście godzin czekała w karetce, temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Interwencja policji nie pomogła.
W czwartek w godzinach popołudniowych do szpitala na Czerniakowskiej przywieziono 70-latkę z oznakami odwodnienia. Szpital nie przyjął jej tłumacząc się brakiem miejsc, czekała wiec w karetce. Trzy godziny później została przeniesiona... do drugiej karetki, w której opiekę nad nią przejął drugi zespół ratowników medycznych - jak relacjonował tvn24.pl.
Temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Ratownicy w pewnym momencie wezwali policję. Robert Szumiata, rzecznik prasowy policji w Śródmieściu potwierdził reporterowi tvn24.pl, że zgłoszenie w tej sprawie policjanci przyjmowali aż trzy razy: o 20:30, o północy i ostatni raz po godzinie 3. Zgłoszenia dotyczyły zresztą kilku pacjentów. Odpowiedź lekarza była wciąż taka sama: brak miejsca.
Szumiata powiedział, że policja nie może przymusić nikogo do przyjęcia pacjentów. Ze względu na ostatnie przepełnienie szpitala takie zgłoszenia są jednak coraz częstsze.
W przypadku 70-latki, która czekała aż dwanaście godzin, zespół ratowników zmieniał się trzykrotnie. Ostatecznie została przyjęta około 4 nad ranem.
Decyzję o przetransportowaniu do innych szpitali od 1 stycznia podejmuje urząd wojewódzki. Takiej decyzji nie podjął
- mówił Karol Bielski z Meditransu, jak pisze tvn24.pl. Kobieta była więc skazana na oczekiwanie. Bielski tłumaczył też, że sytuacja Mokotowa jest wyjątkowo trudna. Szpital Południowy obecnie obsługuje jedynie pacjentów w koronawirusem, tak samo jak ten na Wołoskiej.
Pacjenci więc, siłą rzeczy, są rozwożeni do dalszych szpitali albo korzystają z zasobów, które są, a te są ograniczone
- mówił Bielski.