Szpital na Solcu. Lekarka o dramatycznej sytuacji. "Odsyłamy pacjenta, jak nie umrze w drodze do domu"

- Przez całe swoje życie nie miałam tylu zgonów na SOR i na oddziale wewnętrznym. Trzy tygodnie temu mieliśmy taki okres, że nie wiedzieliśmy, co robić ze zwłokami w kostnicy. (...) Kiedy w szpitalu na Stadionie Narodowym wciąż dostawia się nowe łóżka, które stoją puste, u nas bez przerwy leżą pacjenci na starych, rozsypujących się łóżkach - mówi w rozmowie z Onetem lekarka ze szpitala na warszawskim Solcu.

W rozmowie z Onetem lekarka pracująca w szpitalu na Solcu przedstawiła dramatyczną relację tego, jak wygląda funkcjonowanie placówki, od momentu, gdy stała się ona jedynym niecovidowym szpitalem dla całego południa Warszawy. - To oznacza, że przyjeżdżają do nas karetki z Ursynowa, Stegien, Wilanowa, Mokotowa, Śródmieścia, ale także miast leżących na południe od stolicy, jak Piaseczno, Góra Kalwaria, a nawet Kozienice - tłumaczy, dodając, że w analogicznej sytuacji jest Szpital Bielański, który zaopatruje całą północ Warszawy.

Zobacz wideo Rząd przedstawia kolejne szczegóły narodowej strategii szczepień. Morawiecki: Mamy zakontraktowane już 60 mln dawek

Szpital na Solcu. Lekarka o dramatycznej sytuacji. "Przez całe życie nie miałam tylu zgonów"

Szpital przy ulicy Solec 93 liczy około 100 łóżek - 32 z nich znajdują się na oddziale wewnętrznym. Jest on szpitalem niecovidowym, ale jednoczześnie pełni role szpitala diagnostycznego. Nie odbywa się więc w nim leczenie osób zakażonych koronawirusem, ale to właśnie na terenie placówki wykonywane są testy genetyczne pacjentów, u których podejrzewa się COVID-19.

To oznacza, że przywozi się do nas wszystkich pacjentów z podejrzeniem covidu z całego południa Warszawy, abyśmy my ten covid potwierdzili lub wykluczyli i dopiero wtedy wysyłali potwierdzone przypadki do szpitali covidowych

- mówi Onetowi, dodając, że pacjenci, którzy oczekują na wyniki, co najmniej dobę spędzają w sali izolacyjnej.

Jak dodaje, sytuacja na miejscu jest dramatyczna, a lekarze doszli do punktu, w którym muszą zdecydować "czy przyjmować pacjenta z chorobą nowotworową i niedokrwistością na granicy życia i śmierci".

Przed naszym szpitalem stoją kolejki karetek pogotowia. Zespoły ratownicze grożą nam, nagrywają nas na kamery w telefonach, pytając, ile czasu mają czekać z pacjentem. A ja mam zajęte wszystkie łóżka, więc im odpowiadam, że muszą czekać albo na śmierć pacjenta, albo moją (...) Postawiono nas w sytuacji, w której odsyłamy pacjenta, jeżeli uważamy, że nie umrze w drodze do domu 

- mówi lekarka w rozmowie z portalem. I dodaje, że jej zdaniem jedyną szansę na zmianę sytuacji jest przywrócenie dawnego podziału i "odcovidowanie" pozostałych szpitali w Warszawie, które wcześniej zajmowały się leczeniem także innych chorób poza COVID-19. Przekonuje, że próbowała zwracać się w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia, ale bezskutecznie. 

Od wielu lat jestem lekarką i przez całe swoje życie nie miałam tylu zgonów na SOR i na oddziale wewnętrznym. Trzy tygodnie temu mieliśmy taki okres, że nie wiedzieliśmy, co robić ze zwłokami w kostnicy. Przed epidemią covida miałam może 10 zgonów na pół roku. Teraz mam 10-20 zgonów w ciągu miesiąca
Kiedy w szpitalu na Stadionie Narodowym wciąż dostawia się nowe łóżka, które stoją puste, u nas bez przerwy leżą pacjenci na starych, rozsypujących się łóżkach. Dlaczego nam nie przekażą tych łóżek?

- mówi Onetowi.

Zwróciliśmy się do warszawskiego ratusza i do resortu zdrowia z prośbą o komentarz w sprawie warunków panujących w szpitalu na Solcu. Czekamy na odpowiedź.

W sobotę 19 grudnia poinformowano, że w Szpitalu Narodowym hospitalizowanych jest 80 pacjentów - kilkunastu z nich jest w stanie cięższym. Pierwszego pacjenta przyjęto na początku listopada, a liczba wszystkich hospitalizowanych wynosi od tamtej pory 246 osób.

Więcej o: