Ze względu na panującą epidemią koronawirusa, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie wyraził zgody na organizację w tym roku Marszu Niepodległości. Organizatorzy postanowili więc, że wydarzenie przybierze formę "zmotoryzowaną". W centrum stolicy pojawiły się jednak nie tylko przystrojone w biało-czerwone flagi samochody i motocykle. Z ronda Dmowskiego w kierunku Stadionu Narodowego przemaszerowało kilka tysięcy osób. W okolicy ronda de Gaulle'a doszło do starć z policją, która użyła gazu pieprzowego. Kilka osób zostało rannych.
Gdy nielegalny marsz przechodził właśnie mostem Poniatowskiego, w mediach społecznościowych pojawiły się doniesienia o podpalonym mieszkaniu przy Alei 3 maja. Informował o tym m.in. aktywista Bart Staszewski. Jak dodał, na balkonie płonącego mieszkania miał znajdować się plakat Strajku Kobiet. "Ponoć był tam plakat Strajku Kobiet. Poszły fajerwerki i race" - napisał.
Na Twitterze pojawiło się też nagranie pożaru - widać na nim, że na balkonie dwa piętra wyżej znajdowała się plakat SK oraz tęczowa flaga. W tle od jednego z chuliganów można usłyszeć okrzyk: "Niech płonie ta k***a!".
O wstępnych przyczynach pożaru mówił mł. bryg. Karol Kierzkowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej m. st. Warszawy. - Prawdopodobnie wskutek racy czy petardy hukowej doszło do pożaru w mieszkaniu przy ul. 3 maja. Na miejscu pracowało dziewięciu strażaków i dwa samochody straży pożarnej - powiedział na antenie TVN24.
Na szczęście nikomu nic się nie stało. Ogień wyglądał dość groźnie, ale szybka interwencja mieszkańców i strażaków, którzy byli w pobliżu, zapobiegła szybkiemu rozprzestrzenianiu się pożaru. Ten ogień był już dość duży, mogła się wydarzyć większa tragedia. Są straty materialne
- dodał.
Nielegalny Marsz Niepodległości wciąż idzie przez Warszawę - interweniuje policja. "Do działań wprowadzono pododdziały zwarte. W celu przywrócenia porządku prawnego wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego" - informują funkcjonariusze.