Nagranie trafiło do mediów społecznościowych. Według jednego z użytkowników do zdarzenia doszło przy metrze Wilanowska. "Ochroniarz zaatakował mężczyznę, który zasnął na przystanku autobusowym. Psiknął mu w oczy gazem, poddusił i stłukł pałką. Na koniec usiłował go skuć. Do próbującej interweniować kobiety rzucił "wracaj do siebie, ukraińska ku***" - czytamy w podpisie do wideo.
Na nagraniu widać, jak mężczyzna w odblaskowej kamizelce próbuje założyć innemu mężczyźnie kajdanki. "Facet, ja się duszę" - słychać w pewnym momencie. Kobieta, która nagrywa, rzuca w pewnym momencie: "Ale pan agresywny".
Relacja kobiety, która obserwowała zdarzenia, potwierdza to, co napisano na Twitterze. - Zauważyłam pijanego mężczyznę przysypiającego na ławce, na przystanku autobusowym. Mężczyzna nie był jednak agresywny i nikogo nie zaczepiał. W obrębie przystanku przebywała również kobieta pochodząca z Ukrainy - mówi w TVN Warszawa pani Katarzyna. Jak dodała, w pewnym momencie mężczyznę napadł pracownik ochrony i zaczął "okładać go ochroniarską pałką". Pojawiły się wyzwiska.
Metro Warszawskie poinformowało, że ochroniarz nie pracuje dla nich. Według "Gazety Stołecznej", mężczyzna jest pracownikiem firmy ochraniającej przystanki przy zajezdni i parkingu przy al. Wilanowskiej. - Ochroniarz zaczął przygniatać mężczyznę całym swoim ciężarem do ławki i przykuł go kajdankami do oparcia. Nie reagował na protesty mężczyzny i jego słowa "duszę się" - mówi w TVN Warszawa autorka nagrania.
Gdy na agresywne zachowania próbowała zareagować stojąca obok Ukrainka, agresor miał powiedzieć "wracaj do siebie, ukraińska kur**". Później miał rozpylić gaz pieprzowy, mimo, że mężczyzna nie stawiał oporu.
Na miejsce wezwano policję. Jak się okazało, zrobił to właśnie ochroniarz, twierdzący, że na przystanku jest agresywny mężczyzna. - Policjanci pojechali na miejsce i wysłuchali obu. Pouczyli ich o tym, jakie są dalsze kroki postępowania, jednak żaden nie zgłosił się na komendę - mówi TVN Warszawa Robert Koniuszy z mokotowskiej policji. Jak podkreślił, policja bez oficjalnego zawiadomienia nie może zająć się sprawą.
Zdarzenie wyjaśnia też Zarząd Transportu Miejskiego.