W ostatnich dniach warszawianki i warszawiacy składali znicze i kwiaty przed budynkiem ambasady Stanów Zjednoczonych w Alejach Ujazdowskich. Przy płocie, który otacza placówkę dyplomatyczną, ułożono także plakaty przedstawiające wizerunek George'a Floyda oraz jego ostatnie słowa. W ten sposób składano hołd 46-latkowi, który zginął z rąk policji.
Później jednak - jak podała warszawska "Gazeta Wyborcza" - znicze i kwiaty zniknęły, a policjanci zaczęli odprawiać ludzi, którzy chcieli upamiętnić Floyda. Jeden z funkcjonariuszy miał poinformować, że ambasada sobie tego nie życzy i zasugerować, że może wystawić mandat za zaśmiecanie.
W rozmowie z "GW" Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że "należy uszanować prośbę ich [placówek dyplomatycznych - red.] przedstawicieli o niepozostawianie żadnych przedmiotów przy ogrodzeniu takiego obiektu".
Ostatecznie głos zabrała Georgette Mosbacher, ambasadorka USA w Polsce. "Bardzo przepraszam każdego, kto chciał złożyć kwiaty i znicze ku pamięci George’a Floyda przy naszej Ambasadzie i zostało mu to uniemożliwione. Nastąpiło nieporozumienie. Jestem ogromnie wdzięczna za gesty solidarności i wsparcia upamiętniające George’a" - napisała na Twitterze.