Mieszkaniec Warszawy jechał na gapę w 2009 roku. Wezwanie do zapłaty znalazł w swojej skrzynce pocztowej dopiero po 11 latach. Ma zapłacić 400 zł, z których 266 to standardowa kara za jazdę bez ważnego biletu. Dlaczego wezwanie dotarło do niego po tak długim czasie? W rozmowie z Radiem Kolor tłumaczył to Tomasz Kunert z Zarządu Transportu Miejskiego.
- Bardzo długo trwa cała procedura windykacyjna. Dłużnik ma określony czas na wpłatę opłaty dodatkowej. Później jest cała procedura wezwań do zapłaty. W końcu sprawa jest ewentualnie skierowana do sądu. Każdy ten etap to określony czas - powiedział Kunert.
Cała procedura wydłuża się, gdy dłużnik zmienia miejsce zamieszkania. Tak prawdopodobnie było i tym razem.
O podobnej historii pisaliśmy w czerwcu 2018 roku. Pani Agnieszka zauważyła wówczas, że komornik ściągnął z jej konta 700 zł za nieopłacony mandat sprzed 11 lat. Kobieta twierdziła, że przez cały ten czas nie otrzymała żadnego powiadomienia o tym, że w jej sprawie toczy się postępowanie. Wskazywała także, że ZTM przypomniał sobie o jej mandacie na dwa miesiące przed przedawnieniem sprawy. Łukasz Majchrzyk z biura prasowego ZTM przekonywał jednak, że do pasażerki zostało wysłane zarówno upomnienie, jak i przedsądowe wezwanie do zapłaty. Gdy mimo to pani Agnieszka nie uregulowała rachunku, sprawa trafiła do sądu.