Mężczyzna, który w czwartek 21 maja wtargnął na wybieg niedźwiedzi przy warszawskim zoo, a następnie próbował podtapiać jedną z niedźwiedzic, która weszła za nim do wody, usłyszał już zarzuty. Jego zachowanie zinterpretowano jako znęcanie się nad zwierzętami. Przypomnijmy, że mężczyzna po wtargnięciu na wybieg szarpał się z 37-letnią niedźwiedzicą, która do niego podeszła i wskoczyła za nim do wody. Mężczyzna trzymał głowę niedźwiedzicy pod wodą - dopingowali niektórzy gapie, którzy krzyczeli "młotek ci podam, młotek!". Ostatecznie 23-latek został wyciągnięty z wybiegu dla niedźwiedzi przez służby. Nic mu się nie stało - zwierzę nie było agresywne i ani razu go nie ugryzło, a po sytuacji było bardzo wystraszone.
Jak informuje radio RMF FM, 23-latek od razu dobrowolnie poddał się karze. Wymierzono mu dwa lata ograniczenia wolności polegające na świadczeniu prac społecznych (wymiar 20 godzin miesięcznie). 23-latek musi też zapłacić 5 tys. złotych nawiązki na cele związane z ochroną zwierząt.
Mężczyzna zobowiązał się też do powstrzymania od picia alkoholu. To nie koniec kar dla 23-latka. W chwili wtargnięcia na wybieg nie miał też na sobie maseczki ochronnej, o czym został powiadomiony sanepid - kara może wynosić od 5 do 30 tysięcy złotych.
Warszawskie zoo od początku informowało, że zrobi wszystko, żeby 23-latek został pociągnięty do odpowiedzialności. Jak przekazano, niedźwiedzica Sabina, która po ataku mężczyzny "siedziała w wodzie i porykiwała nerwowo", czuje się już lepiej.
Kochani, bardzo Wam dziękujemy za troskę. Nasza niedźwiedzica uspokoiła się, czuje się dobrze, na noc wróciła do swojej gawry za skałami, zjadła posiłek. Jest pod opieką troskliwych Opiekunów i mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze
- napisano w oświadczeniu.