W środę tuż przed godziną 4:30 nad ranem straż pożarna otrzymała wezwanie do pożaru mieszkania na Ursynowie. Z okien klatki schodowej jednego z bloków przy ul. Koński Jar wychodziły płomienie, a po drugiej stronie budynku widoczne były gazy pożarowe. Na jednym z balkonów stała czteroosobowa rodzina, której ogień odciął drogę ucieczki.
Jak informują strażacy, pożar rozwinął się w przestrzeni wspólnej, przed wejściem do mieszkań, gdzie składowano m.in. meble drewniane, szafki, obrazy i kwiaty. Przestrzeń była okratowana, co sprawiło, że ewakuacja była niemal niemożliwa.
Serwis haloursynow.pl informuje, że rodzinę, która została uwięziona na balkonie, ewakuowano po ugaszeniu pożaru na klatce schodowej i w środku mieszkania. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Lokalny serwis przypomina, że to nie pierwszy raz, kiedy na osiedlu wybucha pożar. W maju i czerwcu ubiegłego roku paliły się rzeczy pozostawione na klatkach schodowych w blokach przy Końskim Jarze 2, 4 i 10. Wówczas ustalono, że sprawcą jest sąsiad. Czy środowy pożar również został wzniecony przez podpalacza?
Policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie, tymczasem ludzie się niepokoją. Wielu mieszkańców osiedla dzwoniło po pożarze na policję, by zgłosić, że ubiegłoroczny podpalacz jest na wolności i prosić o przysłanie patrolu. Jak poinformowała nas czytelniczka, policja nie chciała podawać informacji o ewentualnych poczynionych działaniach. Gdy spytała dyżurującego policjanta, czy ma w takim razie nie spać w obawie przed podpalaczem, usłyszała w słuchawce: - Ja bym na pani miejscu nie spał.