Do wypadku doszło we wsi Sitne w województwie mazowieckim. Rodzice oraz dwójka ich dzieci wracali z wycieczki rowerowej do dziadków, mieszkających w pobliskiej wsi. W drodze do domu w rodzinę uderzył samochód, jadący blisko 100 km/h w terenie zabudowanym. Kierowca, Kamil B. wcześniej prawie spowodował kolizję z dwoma autami osobowymi, jadąc dalej stracił panowanie nad samochodem: wyjeżdżając z łuku drogi, zjechał na pobocze, uderzył w drzewo, a następnie w rowerzystów.
Na miejscu zginęły 43-letnia Małgorzata oraz 6-letnia Ania. 8-letnia Lena zmarła kilka godzin później w Centrum Zdrowia Dziecka.Tragiczny wypadek przeżył jedynie ojciec, który do tej pory nie odzyskał pełnej sprawności.
Według prokuratora, Kamil B. działał umyślnie i świadomie złamał przepisy ruchu drogowego. Ma o tym świadczyć to, że oskarżony przez dłuższy czas był strażakiem ochotnikiem. - To znaczy, że miał pośrednią wiedzę o tym, co dzieje się w trakcie wypadku, kiedy udzielana jest pomoc osobom poszkodowanym, albo tym, którzy nie przeżyli. Pomimo tego doświadczenia, nie wykazał jakiegoś myślenia w trakcie tego, co wydarzyło się w dniu wypadku - podsumował prokurator. Oskarżony miał doskonale znać tę drogę, a mimo tego tak znacznie przekroczył prędkość. Prokurator zawnioskował o maksymalną karę ośmiu lat pozbawienia wolności, 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów oraz 50 tysięcy nawiązki dla rodziny.
Obrońca Kamila B. złożył wniosek o wymierzenie kary 2 lat pozbawienia wolności i nawiązki dla rodziny. Za złagodzeniem kary ma przemawiać to, że kierowca podjął reanimację rodziny po wypadku, a później oskarżony przyznał się do winy i żałował tego, co zrobił. Jak podaje TVN Warszawa wyrok w tej sprawie zapadnie 15 listopada.