Były poseł i jeden z liderów Ruchu Narodowego Artur Zawisza w piątek rano potrącił rowerzystkę na skrzyżowaniu ulic Sobieskiego i Beethovena w Warszawie. Kobieta trafiła do szpitala ze złamanym barkiem i obrażeniami kolana. Czeka ją operacja.
Okazało się, że Zawisza w chwili wypadku nie miał uprawnień do kierowania pojazdami. Prawo jazdy odebrano mu po tym, jak w 2016 roku w Starej Hucie prowadził samochód pod wpływem alkoholu. Były polityk tłumaczył później, że "minął czas zakazu", nie zdążył wyrobić prawa jazdy, a z auta musiał korzystać ze względu na obowiązki związane z prowadzeniem firmy.
Kilkanaście godzin później - ok. godziny 22 - Artur Zawisza został zatrzymany przez policyjny patrol - mimo porannego wydarzenia prowadził samochód bez prawa jazdy. Auto zostało odholowane na policyjny parking, a przedsiębiorcy grożą teraz 2 lata więzienia.
Były polityk stwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową cytowaną przez Polskieradio24.pl, że "nieszczęścia chodzą parami".
- Nie miałem na celu permanentnego jeżdżenia bez uprawnień. W ten piątek było spiętrzenie niekorzystnych dla mnie okoliczności - stwierdził. Dodał, że samochód odbierze z policyjnego parkingu jeszcze w sobotę wraz z - jak się wyraził - uprawnionym kierowcą. - Kluczyki mam - poinformował.