Służby i organizacja Animal Rescue dostały od mieszkańca Warszawy wiadomość o martwych zwierzętach na wyspie. Gdy udali się na wyspę, potwierdzili, że nie żyją kozy ze stada, które mieszka nad Wisłą - podaje serwis warszawa.naszemiasto.pl. Stado liczyło 60 zwierząt, z czego zostało około 30. Żywe kozy są w złym stanie. Zajmują się nimi służby weterynaryjne.
Właścicielem stada jest obcokrajowiec, który ma hodowlę zwierząt pod Warszawą. W jego imieniu zajmował się nim bezdomny mężczyzna. W rozmowie z TVN24 mówił, że od jakiegoś czasu padało po kilka zwierząt dziennie. - Ja tutaj siedzę drugi rok, nawet mi nie płaci ani złotówki. Wymaga ode mnie jak od pracownika. Ale te kozy padają jak muchy. Co dzień, dwie, trzy - powiedział w rozmowie z reporterem TVN24. Martwe zwierzęta zakopał na wyspie lub wyrzucił do rzeki. - Ja utopiłem w Wiśle chyba z osiem sztuk - stwierdził i dodał, że "chyba nie powinien tego robić".
Na razie nie wiadomo, dlaczego zwierzęta z nadwiślańskiego stada padły, sprawą zajmuje się policja. Renata Kuryłowicz z Zarządu Zieleni mówiła w rozmowie z TVN Warszawa, że miasto ma podpisaną umowę z właścicielem stada i to on ponosi odpowiedzialność za zwierzęta.
Stado kóz i owiec znajduje się nad Wisłą w ramach prowadzonego od kilku lat projektu warszawskiego Zarządu Zieleni. Zwierzęta przez wyjadanie roślinności z wyspy pomagają gniazdować tam ptakom.