W środę na sesji rady dzielnicy Pragi-Północ odbyło się głosowanie nad odwołaniem wiceburmistrza Dariusza Wolke, który pełnił tę funkcję od zeszłego roku, a wcześniej pracował m.in. w urzędzie miasta w Śródmieściu. Decyzją radnych Wolke stracił stanowisko. Głosowanie nad jego dalszymi losami w ratuszu odbyło się po ujawnieniu przez "Super Express" rozmowy z urzędniczką pracującą w Wydziale Zasobów Lokalowych na Pradze-Północ. Kobieta twierdzi, że wdała się w romans z wiceburmistrzem i dostawała od niego sprośne smsy.
"SE" opisuje, że znajomość urzędniczki i wiceburmistrza Pragi-Północ trwała z przerwami od 2015 roku, gdy ten nie był jeszcze jej bezpośrednim przełożonym. Kobieta twierdzi, że pod koniec ubiegłego roku - gdy Wolke był już wiceburmistrzem - znajomość przybrała na sile, a dowodem na to są m.in. sprośne smsy, które wysyłali do siebie nawzajem.
Urzędniczka w rozmowie z tabloidem podkreśla, że początkowo bała się zakończyć znajomość z wiceburmistrzem z obawy przed utratą pracy. - Jestem samotną matką - opisuje kobieta, dodając, że później wiceburmistrz obiecywał jej także "lepszą pracę, powrót na poprzednie stanowisko i awans".
Po ujawnieniu przez tabloid korespondencji z urzędniczką, burmistrz Pragi-Północ Ilona Soja-Kozłowska złożyła wniosek o przeprowadzenie głosowania nad jego odwołaniem. Sam Wolke przyznaje się do korespondowania z kobietą w niewybredny sposób, ale podkreśla, że miało to miejsce wtedy, gdy ta nie była jeszcze jego podwładną. - Nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie teksty z kimś, kto mi podlega służbowo - kwituje Wolke w rozmowie z "SE".
Jak podaje "Warszawa Wyborcza", przy okazji odwołania Wolke ze stanowiska jeden z radnych zawnioskował także o powołanie sztabu, która zbada, czy w urzędzie doszło do mobbingu lub molestowania.