3 sierpnia 2016 roku na skrzyżowaniu ulic Fieldorfa i Meissnera zderzyły się dwa samochody - osobowa toyota i ford. Pojazdy z impetem uderzyły w osoby postronne - pieszego z rocznym synem oraz 41-letnią rowerzystkę, która zmarła na miejscu.
Śledztwo po wypadku wykazało, że podczas skrętu w lewo w ulicę Meissnera, kierujący toyotą 61-letni Andrzej J. nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy forda, Michałowi W. Kierowca drugiego pojazdu również złamał przepisy, bo jechał zdecydowanie za szybko. Nie zasiadł jednak na ławie oskarżonych.
Sąd uznał, że winny spowodowania wypadku jest kierowca toyoty Andrzej J. Mężczyźnie groziło nawet osiem lat więzienia, ale sąd wymierzył mu karę ośmiu miesięcy pozbawienia wolności bez zawieszenia. Orzeczono także pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów i 7 tys. zł zadośćuczynienia dla ofiary wypadku.
Jak podaje TVN Warszawa, podczas uzasadnienia wyroku sąd podkreślił, że wymierzona Andrzejowi J. kara jest niska, bo chociaż nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy forda, to nie był on jedynym winnym spowodowania wypadku.
- Należy podkreślić, i sąd chce to wyartykułować z dużą mocą, że do wypadku przyczynił się także pan Michał W. - mówiła sędzia podczas ogłaszania wyroku.
Jak dodała, gdyby drugi z kierowców jechał z dozwoloną prędkością, zdążyłby wyhamować i być może nie doszłoby do zderzenia. Podkreśliła, że nie zwalnia to Andrzeja J. z odpowiedzialności za wypadek, a jest jedynie okolicznością łagodzącą.
Wyrok nie jest prawomocny. 41-letnia rowerzystka zostawiła męża i dwójkę dzieci. Pieszy, który został potrącony podczas wypadku, do dziś porusza się o kulach. Roczne dziecko, które w chwili wypadku przebywało w rowerowym foteliku, jako jedyne wróciło do pełni zdrowia.