11 listopada ulicami Warszawy przejdzie Marsz Niepodległości organizowany przez środowiska skrajnie narodowościowe. W pochodzie nie wezmą udziału ani prezydent Andrzej Duda, ani inni politycy Prawa i Sprawiedliwości. Mają pojawić się jednak osoby z flagami w barwach tęczy.
Kilka tygodni temu w internecie pojawiła się inicjatywa "Tęczowa ekipa na Marszu Niepodległości". Założonym na Facebooku wydarzeniu zainteresowanych jest ponad 3,5 tysiąca osób, a swoją obecność deklaruje prawie 400. Chcą przyjść na skrajnie prawicowy marsz z tęczowymi flagami, flagami Polski oraz transparentami "My też ją kochamy".
Środowiska narodowe/nacjonalistyczne nie mają monopolu na patriotyzm. Chcemy zamanifestować nasze przywiązanie do ojczyzny - tłumaczy organizator inicjatywy, Mikołaj Klubiński.
Gdy wydarzenie pojawiło się na Facebooku mówiło się, że założył je internetowy troll - osoba, która żyje po to, aby powodować zamieszanie na forach i w mediach społecznościowych. Pisze kontrowersyjne rzeczy, aby podburzyć ludzi i doprowadzić do kłótni. Organizator zapewnia jednak, że nie jest trollem. "Nie jesteśmy prowokacją" - zapewnia. I dodaje, że tego dnia chcą świętować ze wszystkimi uczestnikami. Mają nadzieję, że "w tak ważnym dniu podziały społeczne powinny zejść na dalszy plan".
W sprawie bardzo szybko wypowiedziały się środowiska LGBT+. W oświadczeniu wydanym wspólnie przez 23 organizacje, ostrzegają przed braniem udziału w wydarzeniu. Uważają, że pojawienie się na Marszu Niepodległości z tęczowymi flagami jest niebezpieczne.
"Pojawienie się nielicznej grupy z tęczowymi flagami wśród wielotysięcznego tłumu, wrogo nastawionego do ideałów i wartości naszej społeczności, to narażanie się na ogromne niebezpieczeństwo" - piszą.
Apelują do członków społeczności LGBT+, by nie brali udziału w „Tęczowym bloku” na Marszu Niepodległości. "Organizatorzy, osoby niezwiązane ze społecznością, są nieświadomi istniejącego zagrożenia. Ich prowokacja, zabawa czy w najlepszym wypadku naiwność może skończyć się tragedią".
Organizator "Tęczowego bloku" mówi w rozmowie z Metrowarszawa.pl, że nie spodziewał się takiej krytyki ze strony środowisk LGBT+, ale ją rozumie. - Boją się że może stać się nam krzywda i jest to strach w pełni zasadny - mówi. Uważa jednak, że osoby, które planują się pojawić, znają ryzyko i my jako organizatorzy o nim cały czas przypominamy.
Uważam, że strach nie może dyktować nam jak mamy żyć. Gdybyśmy nie mieli w sobie odwagi do zmieniania świata, PRL nigdy by nie upadł, kobiety nie miałyby praw wyborczych, a Żydzi musieli dalej zajmować ostatnie miejsca w salach wykładowych - dodaje.
Mikołaj Klubiński zapewnia w rozmowie z Metrowarszawa.pl, że on i osoby, które pomagają mu w organizacji inicjatywy, robią wszystko, aby uczestnicy Tęczowego Bloku byli bezpieczni.
Na Facebooku napisano, że "tęczowi" będą szli na samym końcu marszu, a dodatkowo będą jeszcze otoczeni szarfą. "nie chcemy w naszej grupie nikogo agresywnego czy z zasłoniętą twarzą" - piszą. Dodatkowo ostrzegają również, aby nie brać ze sobą "żadnych symboli "ideologicznych", aby nie powodować zamieszania.
Organizator w rozmowie z Metrowarszawa.pl zapewnia również, że w sprawie bezpieczeństwa kontaktował się zarówno z organizatorem Marszu Niepodległości w Warszawie, jak i stołeczną policją. Odpowiedź nadeszła tylko od policji. Zadeklarowano w niej, że funkcjonariusze, którzy będą pilnować marszu, dołożą wszelkich starań, by uczestników tęczowej inicjatywy byli bezpieczni.
Poproszono mnie też, żebym przypomniał uczestnikom, że to wydarzenie to nie będzie spacer po plaży w ciepły letni wieczór
- mówi Klubiński.
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie odpowiedziało na pismo organizatorów "Tęczowego Bloku" od tygodnia. - Nadal czekamy - mówi.