Zgubiona na lotnisku Łupina jednak się nie znalazła. Właścicielka opublikowała wpis. "To nie mój kot"

W niedzielę informowaliśmy, że udało się znaleźć kotkę, która zginęła po wylądowaniu na Lotnisko im. Chopina w Warszawie. Dziś właścicielka poinformowała, że to nie jest jej kot.

W piątek, 19 października, pani Karolina i jej partner przewozili swoje dwa koty z Oslo do Warszawy, na Lotnisko Chopina. Po przylocie okazało się, że jedną z klatek, które były transportowane w luku, nie ma kratki zabezpieczającej, a po ich kotce ślad zaginął.

W zeszłą niedzielę zdawało się, że historia skończyła się szczęśliwie i kota udało się znaleźć. Dziś okazuje się, że to nie koniec historii.

Kotka zaginiona na lotnisku jednak się nie znalazła

W zeszłym tygodniu ktoś zasugerował, że kot może znajdować się na terenie sąsiadującej z lotniskiem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Faktycznie, okazało się, że jest tam czarny kot, podobny do kota pani Karoliny, oraz mały kociak. Właścicielka była wniebowzięta. W dodatku postanowiła zabrać do domu nie tylko swoją Łupinę, ale i małego kotka, który był z nią.

We wtorek zdała sobie jednak sprawę, że coś jest nie tak. Opublikowała na Facebooku kolejny post, w którym poinformowała, że kot, którego przywiozła z PAŻP, nie jest jej.

Od dwóch dni sprawdzam, obserwuje. Załatwia się do kuwety, lubi się z Kiczkiem, ale… To nie ona. Może chciałam, żeby to była ona, wmówiłam sobie. Jak można nie poznać własnego kota? Jestem załamana - napisała pani Karolina.

Tłumaczy, że choć kot jest bardzo podobny, nie ma czipa, który miała Łupina - zaginiony na lotnisku kot. Dodaje, że ma zamiar zająć się oboma kotami - na razie są wychudzone i chore - później znajdzie dla nich inny dom. 

"Gdzie jest mój kot?"

Już od samego początku pani Karolina zauważyła, że kotka zachowuje się dziwnie. Gdy pojechała odebrać kota widziała, że jest wobec niej bardzo nieufny.

Mała uciekała, nie chciała podejść. Po jakimś czasie mogłam zbliżyć się na kilka metrów, dużo do niej mówiłam - słuchała, przyglądała się, ale trzymała mnie na dystans - opisywała pani Karolina w niedzielę. 

Dodawała, że kotka jest agresywna, ale przypisywała to na karb traumy. Liczyła na to, że z czasem usposobienie kotki wróci do normy. 

Dopiero w tym tygodniu zdała sobie sprawę z tego, że to nie stres jest powodem dzikości kota. To po prostu obcy kto, który jej nie zna.

Gdzie w takim razie jest mój kot? Co się z nim stało? Siedzę od dwóch dni w domu, zamiast jej szukać i dochodzić prawdy. Cofamy się do punktu wyjścia... - dramatycznie kończy wpis kobieta.
Więcej o: