Truciciel zabił na Mokotowie ponad 200 kawek, bilans może rosnąć. "Mogło dojść do skażenia biologicznego"

W czwartek wieczorem na Mokotowie nieznany sprawca otruł substancją chemiczną kilkaset kawek. Fundacja Animal Rescue Polska opisuje szczegóły akcji ratowania ptaków i wskazuje, że na miejscu mogło dojść nawet do skażenia biologicznego, a służby działały opieszale.

Do śmierci kilkuset ptaków doszło na warszawskim Służewcu, niedaleko Galerii Mokotów. W czwartek wieczorem zwierzęta zaczęły masowo spadać z drzew na trawę. Początkowo mówiono, że ofiarą truciciela padło 150 kawek. Teraz fundacja Rescue Animals Polska podaje, że nie żyje już ponad 200 ptaków, a bilans masowego otrucia wciąż może wzrosnąć.

Otrute ptaki na Mokotowie. Na miejscu znaleziono środek chemiczny

Wraz z Animal Rescue Polska na miejscu pracowała Jednostka Ratownictwa Chemicznego ze Stołecznej PSP - jej pracownicy zabezpieczyli z kolei kilka butelek po środkach chemicznych na insekty, które zauważono w pobliskim śmietniku. 

Sprawa została przekazana na policję, która zabezpieczyła monitoring z pobliskiej szkoły i stara się ustalić sprawców. Pięć martwych kawek przekazano do sekcji.

Animal Rescue Polska: "kilkaset martwych ptaków obnaża nieudolność służb"

Teraz fundacja Animal Rescue Polska informuje, jak bardzo groźne dla okolicznych mieszkańców mogło być otrucie ptaków na Mokotowie. Wolontariusze piszą, że na miejscu mogło nawet dojść do skażenia biologiczno-chemicznego. 

"Kilkaset martwych ptaków obnaża nieudolność służb!" - czytamy na Facebooku fundacji.

Pierwsze zgłoszenie o zatruciu ptaków wpłynęło około godziny 21. Wtedy na miejsce przyjechały policja, Eko Patrol i straż pożarna. Na miejscu pojawiły się też dwie organizacje prozwierzęce - Animal Rescue Polska oraz OTOZ Animals.

"Padłe ptaki układane są rzędami na rozłożonej folii ratunkowej, a chorym ptakom płukane są żołądki" - czytamy na Facebooku Animal Rescue Polska.

Fundacja: mogło nawet dojść do skażenia biologicznego

Jak twierdzą wolontariusze fundacji, Jednostka Ratownictwa Chemicznego Straży Pożarnej pojawiła się na miejscu dopiero około godziny 3 w nocy, czyli sześć godzin po pierwszych sygnałach, że na miejscu mogło dojść do masowego otrucia zwierząt substancją chemiczną. Dodatkowo pracownicy jednostki chemicznej nie mogli wykonać na miejscu swojej pracy, bo dowody były wcześniej dotykane przez inne służby. Dopiero po godzinie 3:30 wydano zakaz dotykania chorych ptaków. Z kolei Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Warszawie oraz Inspekcja Sanitarno Epidemiologiczna nie odbierały telefonów.

"Teraz prosimy o chwilę wysiłku i przyjęcie założenia, że padanie kilkuset ptaków w jednym momencie na małym terenie w stolicy europejskiego Państwa jest spowodowane atakiem biologicznym, chemicznym lub pozostawioną tam substancją radioaktywną przez grupę przestępczą lub terrorystyczną" - piszą wolontariusze.

Jak dodają, ich zdaniem w takim przypadku służby nie byłyby przygotowane na szybką reakcję.

"Co musi się stać, aby odpowiednie osoby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo zajęły się tematem? Szanowni ministrowie, szkoda pieniędzy na szkolenia za grube miliony, wystarczy garść padłych ptaków w centrum stolicy i prawda o poziomie przygotowania na zagrożenia wychodzi na światło dzienne - czytamy na Facebooku Animal Rescue Polska

Po znalezieniu martwych kawek wiceprezes fundacji Animal Rescue Polska Inga Lechowska wyznaczyła nagrodę 500 złotych dla osoby, która wskaże truciciela i mordercę ptaków. Jego poszukiwania wciąż trwają.

Co zapamiętamy z prezydenckiej debaty na stadionie Legii?

Więcej o: