16-letnia kotka Coco mieszkała w antykwariacie na Wspólnej. Zagryzł ją pies biegający bez smyczy. Właściciele ostrzegają

Wyprowadzany bez smyczy pies zaatakował 16-letnią kotkę, która mieszkała w jednym z śródmiejskich antykwariatów. Zwierzę nie przeżyło ataku. Właściciele kota ostrzegają innych warszawiaków: "Uważajcie na swoje dzieci i zwierzaki".

W antykwariacie Troszkiewiczów w warszawskim Śródmieściu od kilkunastu lat mieszkała kotka Coco. Właściciele lokalu poinformowali w sobotę o tym, że kot nie żyje. 

"Amstaff morderca" zaatakował kotkę

Na profilu na Facebooku antykwariatu pojawił się post. Właściciele napisali, że ich kotka Coco została zaatakowana przez psa, którego nazwali we wpisie "amstaffem mordercą". Zwierzę nie miało szans - nie przeżyło. Jak piszą, Coco została wyciągnięta z antykwariatu przez psa, który był wyprowadzany bez smyczy i kagańca. 

Na miejsce została wezwana straż miejska, która spisała dane właściciela psa. Sprawa została również zgłoszona na policję. Właściciela kotki zapowiadają, że zrobią wszystko, żeby mężczyzna został ukarany. Zależy im przede wszystkim, aby nakazano mu wyprowadzanie psa na smyczy. Są przede wszystkim oburzeni lekkomyślną postawą właściciela amstaffa. Dodają, że po wszystkim nie przyszedł nawet, aby spytać jak ma się zaatakowany kot. 

Piszemy wam o tym, żeby pożegnać naszą Coco i ostrzec - uważajcie na swoje dzieci i zwierzaki. Ten człowiek nie nauczy się niczego dopóki jakiś pies nie zagryzie mu dziecka - czytamy na profilu Antykwariat Troszkiewiczów.

Właściciel na policję, pies do weterynarza?

Osoby, które zobaczyły post antykwariuszy, wyrażają smutek. Wielu z nich jest wściekła na właściciela psa, który zaatakował Coco. Uważają, że powinien zostać surowo ukarany. 

Nie rozumiem dlaczego taki właściciel zostaje na miejscu tylko spisany. Powinna zostać wezwana policja i od razu z patologicznym cieciem na komisariat, a psa jako agresywnego i niebezpiecznego dla otoczenia najzwyczajniej do weterynarza na uśpienie... - pisze Darek.
Nietrzymanie psów bez smyczy to problem w całej Warszawie. Szkoda przemiłej, ufnej koteczki - dodaje Urszula.

Specjaliści apelują jednak o nie demonizowanie amstaffów. Za ich zachowanie odpowiedzialni są właściciele, którzy powinni zadbać o prawidłowe wychowanie psa. Dodają, że amstaffy - jak zresztą żadne psy - nie są agresywne z natury, a gdy odpowiednio się o nie dba, są spokojne i zrównoważone. 

Czy pies musi być na smyczy?

Na początku lutego Rada Warszawy uchwaliła nowy regulamin utrzymania i czystości na terenie miasta. Wśród przepisów znalazły się też punkty dotyczące właścicieli psów.

W myśl nowych przepisów "dopuszcza się zwolnienie psa ze smyczy (...), gdy pies jest oznakowany w sposób umożliwiający identyfikację właściciela lub opiekuna oraz pod warunkiem zapewnienia przez właściciela lub opiekuna kontroli nad jego zachowaniem mającej na uwadze bezpieczeństwo ludzi, innych zwierząt i uczestników ruchu drogowego". 

Warto jednak pamiętać, że za nieupilnowanie psa właścicielowi może grozić kara. Chodzi o sytuacje, w których zwierzę stwarza zagrożenie dla otoczenia. Stołeczna straż miejska informuje, że w takich sytuacjach właściciel może zostać ukarany naganą lub mandatem od 50 do 250 złotych.

Co pies może zjeść z grilla? Nie dla psa kiełbasa!

Więcej o: