Na Facebooku warszawskiej Niewidzialnej Wystawy pojawił się apel o niezastawianie ścieżek prowadzących, które pomagają osobom niewidomym w poruszaniu się.
"Pamiętajcie - nie wędrujcie ścieżkami prowadzącymi. Naprawdę jest dość miejsca na przejście. Nie zastawiajcie ścieżek prowadzących dla osób niewidomych" - zaapelowali wolontariusze wystawy.
Ścieżki prowadzące to cienkie srebrne linie umieszczane na posadzce dworców i peronów. Dzięki nim osoby niewidome i słabo widzące mogą się przemieszczać i znaleźć drogę do bramek, peronów czy wind. Wolontariusze Niewidzialnej Wystawy przekonują, że dworce kolejowe bywają skomplikowane do przejścia nawet dla osób, które nie mają problemów z widzeniem. Osoby niedowidzące tym bardziej potrzebują wytyczonych ścieżek, by odnaleźć się w dworcowym "labiryncie" i swobodnie przemieszczać się do celu.
Tymczasem linie prowadzące bywają często zastawiane pasażerów. Jak przekonują wolontariusze Niewidzialnej Wystawy, wiele osób nie zdaje sobie sprawy do czego służą linie i czym może grozić ich zastawianie: "Najmilsi, te linie to nie magiczny tor do ciągnięcia walizek" - czytamy we wpisie.
Zastawione ścieżki to duży problem dla osób niewidomych, które po natrafieniu na przeszkodę muszą przerwać swoją trasę. Ich blokowanie może się też okazać niebezpieczne: "Czasem pozostawiony beztrosko bagaż może mieć smutny finał w postaci złamanej laski, czy nawet obrażeń ciała!" - apelują wolontariusze.
O skutkach zastawiania ścieżek przekonała się jedna z przewodniczek wystawy, Kasia. "Została niemalże stratowana przez bezmyślnych przechodniów, którzy uznali, że mogą stadnie, z walizkami, zajmować oznaczenia dedykowane konkretnej grupie" - czytamy we wpisie. Po wszystkim wolontariuszka nie została przeproszona przez osoby blokujące ścieżkę.
W komentarzach internauci odpowiedzieli na apel Niewidzialnej Wystawy. Dla jednych funkcja srebrnych linii na posadzce dworców była oczywista: "Myślałam, że to jasne jak słońce, że te rowkowane kafle i te w wypukłości to dla niewidzących" - napisała pani Alicja. Inni apel Niewidzialnej Wystawy potraktowali jako cenną lekcję: "aa to po to są te 'szyny'" - dziwił się pan Grzegorz.