Koło godz. 17 w poniedziałek mieszkańcy zauważyli kozła w okolicach placu zabaw przy ul. Jagiellońskiej na warszawskiej Pradze-Północ.
Koza w parku Praskim, a służby nie reagują. Właściciel od 17 po nią nie przyjeżdża - poinformowała na Facebooku pani Monika, jedna z osób, które zauważyły nietypowego gościa w parku.
Kobieta od razu zadzwoniła na policję, ale jak twierdzi nie przyniosło to żadnego skutku. Kozioł miał wciąż błąkać się po okolicy. Pani Monika dodaje, że policja przyjechała dopiero koło 20:30.
Inną wersję zdarzeń ma inst. Sławomir Smyk ze stołecznej straży miejskiej. W rozmowie z Wawalove.pl poinformował, że zgłoszenie zostało od razu przekazane do Eko Patrolu i funkcjonariusze udali się na miejsce. Cała interwencja miała zakończyć się o godz. 18:20, a zwierzę zostało zabezpieczone i przekazane właścicielowi.
Rozbieżności godzinowe wynikają z tego, że zgłoszenie o koźle biegającym po parku Praskim wpłynęło dwukrotnie - o 18:20 i o 19:20.
Z relacji świadków wynika także, że w między czasie w parku pojawił się mężczyzna, który powiedział, że rozpoznaje zwierzę i, że należy ono do jego znajomego. Po wykonanym do niego telefonie okazało się, że właściciel nie może na razie przyjechać po kozła, bo jest na wizycie u dentysty.
Podczas rozmowy dodał też, że kozioł prawdopodobnie uciekł z zagrody znajdującej się na wyspie i przepłynął Wisłę. Okazuje się, że kozioł to jedno ze zwierząt, które niedawno zamieszkały na jednej z wysepek przy moście Gdańskim w Warszawie. Kozy i owce mają tam "kosić" trawę i w rezultacie chronić zagrożone ptactwo Doliny Środkowej Wisły.
Jak informuje straż miejska funkcjonariusze, którzy udali się na miejsce po pierwszym zgłoszeniu zastali na miejscu mężczyznę, któremu udało się złapać kozła. Poinformował ich, że po zwierzę niedługo przyjedzie jego opiekun.
Po kilku godzinach kozioł bezpiecznie wrócił do swojej zagrody.
Strażnicy dodają, że właściciel został pouczony o zasadach bezpieczeństwa dotyczących hodowania zwierząt. Zdaniem pani Moniki, która poinformowała o całym zdarzeniu na Facebooku, opiekun miał stwierdzić, że "nic się nie stało". Zdaniem kobiety zwierzę było jednak wyraźnie zdenerwowane.