Chcą uśpić zwierzęta z azylu w Cyganówce. Z powodu epidemii ASF. Mieszkańcy przegonili weterynarza

Nerwowy poranek w Cyganówce (woj. mazowieckie). Kilkadziesiąt osób blokowało wejście do azylu dla dzikich zwierząt. Powiatowy lekarz weterynarii w planach ma uśpienie świniowatych. Dziś wycofał się z kontroli.

Wśród protestujących jest wielu okolicznych mieszkańców, którzy bardzo zżyli się z właścicielem azylu i przebywającymi tam zwierzętami. Zagrodę prowadzi leśniczy Krzysztof Musiński. Z okolicznych lasów przygarnia dziką zwierzynę. Leśniczy organizuje im opiekę i zapewnia szybki powrót do zdrowia.

Wizyta powiatowego weterynarza ma związek z ognikiem ASF wykrytym blisko granicy powiatu garwolińskiego. Lekarz chciał dokonać inwentaryzacji zwierząt przebywających w zagrodzie.

"Chcemy sprawdzić, czy zwierzęta są identyfikowalne, czy da się potwierdzić, skąd one są i od kiedy. Chcemy sprawdzić, czy to gospodarstwo ma warunki techniczne, aby zabezpieczyć się przed wirusem ASF" – powiedział Andrzej Koryś, cytowany przez lokalny serwis wirtualnygarwolin.pl.

W rozmowie z serwisem Metrowarszawa.gazeta.pl prowadzący zagrodę powiedział, że był w szoku po telefonie od weterynarza. - Zadzwonił do mnie lekarz i powiedział, że bez zbędnego rozgłosu trzeba uśpić na pewno wszystkie zwierzęta świniowate. Co do innych, decyzja miała być podjęta pod inwentaryzacji - mówi leśniczy Krzysztof Musiński.

– Komisja swoim podejściem pokazuje, że ma z góry założony jeden cel. Może dojść do uśmiercenia blisko 70 zwierząt między innymi dzików i świnek wietnamskich – czytamy w oświadczeniu fundacji Animal Rescue Polska, która pomaga leśniczemu.

Będzie kontrola z zaskoczenia

Weterynarz, w towarzystwie urzędnika ze starostwa pojawił się przed zagrodą kilka minut po godzinie 9. Od razu przywitano go okrzykami „Morderca”, Mieszkańcy stworzyli mur i zasłonili główne wejście do zagrody.

Po kilkudziesięciu minutach dyskusji, weterynarz zrezygnował z kontroli. Jednocześnie zapowiedział kolejną. Jednak tym razem ma być wykonana z zaskoczenia.

- Jesteśmy na to przygotowani. Zamontujemy kamery. Ludzie będą doglądali zagrody. Jak tylko znowu pojawi się weterynarz, to w ciągu kilkunastu minut na miejscu zjawią się również mieszkańcy. W gotowości jest ponad 100 osób - precyzuje leśniczy.

Trwają poszukiwania 5-metrowego pytona nad Wisłą

Więcej o: