Konstancin-Jeziorna. 5-metrowy pyton wciąż na wolności. Szuka go... 30 osób. "Polska nie jest przygotowana"

Pyton tygrysi z Konstancina-Jeziorny wciąż jest na wolności. Akcję poszukiwawczą prowadzi organizacja pozarządowa z wolontariuszami. A co z państwowymi służbami? Pomagają, ale tylko z wody.

W rozmowie z Metrowarszawa.pl Olga Pofelska, brygadzistka sekcji wiwarium z Warszawskiego Zoo, która w poniedziałek towarzyszyła w akcji poszukiwawczej pytona tygrysiego, mówi, że poszukiwania mogą nie przynieść zamierzonego skutku. Przynajmniej nieprędko. Prowadzone są bowiem przez zbyt małą liczbę osób, zbyt małą liczbę specjalistów. Brakuje też sprzętu, który zwiększyłby efektywność poszukiwań.

Wieczorem, niezmiernie trudny teren, na którym miałby przebywać pyton tygrysi (wiele jam po bobrach, bagna, kryjówki, powalone drzewa), przeszukiwało kilka osób, w tym wolontariuszy. - Są niesamowicie zdeterminowani, ale te poszukiwania tak nie powinny się odbywać. Tutaj potrzebny jest kordon ludzi, którzy musi iść ławą, krok po kroku przeczesywać teren - mówi Olga Pofelska.

Pyton tygrysi, Konstancin-Jeziorna. Polska nie jest przygotowana

Jak poszukiwania wyglądały w ciągu dnia? Dawid Fabjański z organizacji pozarządowej Służba Ochrony Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Polska, która jako pierwsza poinformowała o wylince znalezionej w Konstancinie-Jeziornie, wyjaśnia, że wielkiej różnicy nie było. 

- W Polsce nie ma państwowej instytucji, która takimi działaniami się zajmuje. Nasz kraj w ogóle nie jest na takie sytuacje przygotowany. Są tylko pozarządowe instytucje, społecznicy, którzy chcą pomagać tym zwierzętom. Mają sprzęt i wykwalifikowanych ludzi. Ale jest ich mało - mówi Fabjański.

To nie ich rejon

Jak dodaje, jako organizacja jest tylko w niewielkim stopniu przygotowana do prowadzenia działań poszukiwawczych na tak trudnym terenie. - Na pustym polu byśmy sobie poradzili. Ale tutaj potrzebne by było wojsko - kilkadziesiąt osób przeczesujących obszar - mówi Fabjański. - A teraz wygląda to tak, że my idziemy dwa kroki w jedną stronę, on może popełzać dwa kroki w bok i się mijamy - wyjaśnia Fabjański i mówi wprost:

Polska w kwestii zwierząt jest krajem patologicznym. Nikt nic nie robi. Ani policja, ani straż miejska nie mają odpowiedniego sprzętu, czyli np. chwytaków, klatek transportowych, sieci. Jest warszawski Eko Patrol, ale oni nie przyjadą do Konstancina, bo to nie ich rejon.

W tej chwili, jak informuje, teren przeszukuje zaledwie 30 osób. - Sami społecznicy - mówi Fabjański. Organizacji SOIRZ pomaga WOPR (Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, które również jest organizacją pozarządową) straż pożarna i Ochotnicza Straż Pożarna, ale tylko...z wody. W terenie już nie. - Dzisiaj lub w ciągu kilku dni dołączy do nas również fundacja Epicrates, która ma wykwalifikowanych ludzi - dodaje Fabjański.

Co z policją? - Policja nas wyłącznie zabezpiecza. Jeśli znajdziemy zwierzę, to funkcjonariusze zadeklarowali, że wyślą grupę interwencyjną. To sytuacja "kopiuj, wklej" z akcji z afrykańskim pomorem świń [nieuleczalna i wysoce zakaźna wirusowa choroba dzików oraz wszystkich ras świń domowych, przyp. red.], kiedy to policja i straż pożarna miała zakaz ruszania czegokolwiek - mówi działacz.

Żyjemy w Polsce

Fabjański za tę sytuację wini system prawny. - W Polsce nie ma uregulowanego systemu prawnego związanego z dzikimi i egzotycznymi zwierzętami. Jest tylko jeden zapis dotyczący dzikich zwierząt - że należą do skarbu państwa. Czyli kogo? Kto ma się nimi zająć? Kim jest ten Skarb Państwa? Starosta? Wojewoda? Prezydent? Tego nikt nie wie i jest spychologia, która zaczyna się na poziomie gminy. Zamykamy się w dziurawym prawie, które samorządy interpretują jak chcą - mówi. 

Gmina Konstancin-Jeziorna w żaden sposób nam nie pomaga w interwencjach związanych z dzikimi i egzotycznymi zwierzętami na ich terenie. Teraz zaczęła, bo sprawa zrobiła się medialna. Mówią, że mogą coś zrobić, ale nie muszą. Bo nie ma przepisu, który mówi, że za zadania związane z dzikimi i egzotycznymi zwierzętami odpowiedzialna jest gmina i że to ona ponosi za nie odpowiedzialność - finansową i prawną. Jest wyłącznie zalecenie, że gmina może to robić. I np. gmina Piaseczno to robi. Podsumowując - żyjemy w Polsce

- mówi społecznik. Jak dodaje, technicznie SOIRZ jest na to przygotowana. - Problemem jest teren. Potrzebne byłoby wsparcie instytucji w postaci wojska albo policji. Ale w dzisiejszych czasach policjantów jest coraz mniej. Nie wiem, kogo by przysłali. Problemem jest brak ludzi - stwierdza. - Gdyby nie my, prawdopodobnie nikt by się tym zwierzęciem nie zainteresował. Może ktoś puściłby myśliwego. Ale nie wiem, czy coś by zdziałali, bo oni potrafią dzika z koniem pomylić - podsumowuje. 

Co sądzisz na ten temat? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl

Więcej o: