W czwartek w grupie zrzeszającej mieszkańców Grochowa pojawiło się kilka zdjęć mężczyzny. Pan Zbigniew, który je tam umieścił, napisał, że sfotografowany pan przywłaszczył sobie psa, który czekał pod sklepem na swoją właścicielkę.
Do zdarzenia doszło w środę około godziny 20:00 na ulicy Zamienieckiej na warszawskiej Pradze-Południe. Mężczyzna w żółtej koszulce miał zabrać psa, który przywiązany był przed jednym ze sklepów i czekał na właścicielkę znajdującą się w środku.
Pan Zbigniew poprosił członków grupy na Facebooku o udostępnianie wpisu. Liczył na to, że ktoś rozpozna mężczyznę ze zdjęć i psa uda się odzyskać. - Właścicielka jest zapłakana i zrozpaczona - widać, że jest bardzo przywiązania do zwierzaka - dodał.
Udało nam się skontaktować z panią Weroniką - właścicielką skradzionego w czwartek psa. Powiedziała nam, że zostawiła psa na zaledwie pięć minut. Gdy wyszła ze sklepu, nie było już po nim śladu.
Biegałam po całej ulicy, pytałam ludzi, ale nikt nie widział, co się stało - opowiada pani Weronika w rozmowie z Metrowarszawa.pl.
Pani Weronika od razu udała się na policję. Tam powiedziano jej, że funkcjonariusze mają tyle pracy, że jej zgłoszenie nie zostanie potraktowane priorytetowo. Była jednak nieugięta. Wróciła na komendę w czwartek rano.
Policjant, który był na dyżurze na drugi dzień, okazał się znacznie bardziej pomocny. Przyjął moje zgłoszenie i zapewnił, że policja zajmie się sprawą. Pewnie tego dni mieli mniej zgłoszeń - tłumaczy pani Weronika.
Pojawiła się iskierka nadziei. Niestety szybko zgasła, gdy okazało się, że zdobycie nagrań w okolicznych monitoringów zajmie policji co najmniej tydzień. Tyle trwają formalności.
Pani Weronika się jednak nie poddała - rozpoczęła poszukiwania na własną rękę. W czwartek znowu ruszyła na ul. Zamieniecką, gdzie wypytywała ludzi o swojego psa. Udało jej się również zdobyć nagrania z monitoringu.
Olśniło mnie, że w okolicy jest bankomat, w którym na pewno musi być monitoring. Okazało się, że ochroniarz, który go nadzoruje ma złote serce. Od razu mi go udostępnił i pomógł zrobić zdjęcia. Wiedziałam już, kto zabrał mojego psa - opowiada właścicielka psa.
Ze zdjęciami poszukiwania okazały się łatwiejsze. Do pani Weroniki zaczęło spływać coraz więcej informacji - zarówno z internetu, jak i od przechodniów. Okazało się, że wielu warszawiaków rozpoznaje mężczyznę i zna osoby, z którymi się zadaje. Dowiedziała się również, że mężczyzna w żółtej koszulce mieszka w Rembertowie.
Pani Weronika wraz z innymi osobami, które postanowiły jej pomóc, nie zważając na późną godzinę od razu ruszyła do Rembertowa.
Gdy tylko podeszłam do bramy posesji, zobaczyłam swojego psa. Mężczyzna, który go zabrał, próbował zagonić go do domu, ale na szczęście pies mnie rozpoznał i do mnie przybiegł - mówi kobieta.
Pupila udało się odzyskać. Podczas odbierania go, mężczyzna tłumaczył, że zabrał psa, bo wydawał mu się bardzo spragniony i chciał go tylko napoić. Pani Weronika dodaje, że nie chciała wdawać się z nim w dyskusję, ponieważ mężczyzna nie był trzeźwy. Ostatecznie wszystko skończyło się szczęśliwie.
Po tym wszystkim odzyskałam wiarę w ludzi. Gdyby nie pomogły mu zupełnie przypadkowe osoby, mogłabym już nigdy nie zobaczyć swojego psa - mówi pani Weronika.
O tym, że pies pani Weroniki się odnalazł pan Zbigniew ponownie poinformował w grupie sąsiedzkiej na Facebooku. Wiele osób okazało radość. Członkowie grupy byli zachwyceni przede wszystkim tym, że znalazły się osoby, które pomogły właścicielce psa.
Brawo dla wszystkich, którzy pomogli i współczuli kobiecie - pisze Aga.
Nie brakowało jednak i głosów krytyki. Wiele osób karciło panią Weronikę. Pisano, że sama jest winna swojej sytuacji, bo nie powinna była zostawiać psa bez opieki.
Z psem się wychodzi na spacer, a nie po zakupy... - komentuje pan Mateusz.
Może nauczy to ją rozumu. Tyle się trąbi o tym, żeby nie zostawiać psów przed sklepem - dodaje Betty.
Pani Weronika jest świadoma, że wiele osób krytykuje jej zachowanie. Uważa jednak, że komentarze są niedorzeczne. Dodaje, że nie ma z kim zostawić psa, więc zawsze zabiera go ze sobą.
Weszłam do sklepu tylko na chwilę i nie zrobiłam nic złego. To straszne, że ludzie mają gorsze zdanie o mnie, niż o mężczyźnie, który ukradł mojego psa - kończy pani Weronika.
Jesteś świadkiem nietypowego wydarzenia w Warszawie lub jej okolicy? Napisz do nas na listy_do_metrowarszawa@agora.pl lub w wiadomości prywatnej na Facebooku.