Tragiczną sytuację, w jakiej znajdowały się psy i koty w hotelu dla zwierząt w Osiecku opisano w materiale TVN Uwaga!.
Organizacja "Pogotowie dla Zwierząt" od kilku miesięcy zbierała dowody na to, że w hotelu dla zwierząt w Osiecku podopieczni znajdują się w fatalnych warunkach, a opiekunowie się nad nimi znęcają.
Na jednym z nagrań widać, że osoba zajmująca się zwierzętami podchodzi do ich wybiegu z kijem. Na widok podniesionego narzędzia psy uciekają w popłochu. Widać, że są przerażone.
Fatalne warunki w hotelu dla zwierząt w Osiesku Fot. RatujemyZwierzaki.pl
Z relacji osób, które w grudniu zeszłego roku zostawiły swoje zwierzęta w hotelu wynika, że psy miały ślady pobicia. - Po pięciu dniach odebraliśmy psa. Miał cechy pobicia. Miał krwiaki na głowie, ze strupami. Nie wiedzieliśmy, skąd się to wzięło. Pies bał się nawet wyciągania ręki. Jak ją wyciągaliśmy, to się kulił do ziemi - mówi właścicielka psa.
Gdy na początku czerwca organizacje walczące o prawa zwierząt weszły na teren hotelu, zastały zatrważający widok. Psy i koty były trzymane w brudzie, ciemności i smrodzie. Siedziały we własnych odchodach - widać było, że pomieszczenia i boksy nie były sprzątane od kilku tygodni. Sytuacja była tak fatalna, że w wielu miejscach zalęgły się larwy much.
- Były głodzone, trzymane w komórkach, w zamknięciu, ciemności i odchodach od wielu tygodni. Niewypuszczane i bez dostępu do wody – przeżywały tam piekło - informuje organizacja "Ratujemy zwierzaki".
Weterynarz, która uczestniczyła w interwencji mówi, że stan zwierząt był fatalny. Ich sierść była posklejana odchodami, a wiele z nich miało grzybicze zapalenie uszu.
Historia jest nie tylko oburzająca, ale i zaskakująca. Okazuje się bowiem, że właścicielem hotelu dla zwierząt w Osiecku jest Renata L. - kobieta, która od 20 lat działa w organizacjach broniących praw zwierząt. Co więcej, jest prezesem jednej z krakowskich fundacji prozwierzęcych.
- Znam ją od 10 lat i kilkakrotnie prowadziliśmy wspólnie interwencje. (...) Nie wiem, co się jej stało - mówi Grzegorz Bielawski z "Pogotowia dla Zwierząt" w rozmowie z TVN Uwaga!.
Hotel dla zwierząt w Osiecku jest prowadzony przez Renatę L. oraz jej męża Radosława. Osoby, które uczestniczyły w interwencji mówią, że oboje nie uważają, aby zwierzęta były źle traktowane czy zaniedbane. Dodają, że nie było widać oznak skruchy czy zawstydzenia.
Wycieńczone psy i koty, które znajdowały się w hotelu dla zwierząt w Osiecku po interwencji działaczy zostały zabrane. Aby odebranie mogło zostać przeprowadzone do końca, konieczne jest zatwierdzenie go przez gminę. Ta jednak tego nie zrobiła. Poinformowano, że konieczne jest przeprowadzenie oddzielnego postępowania, a urzędniczka, która była na miejscu nie uważa, że psy znajdowały się w aż tak tragicznych warunkach.
- To gmina na swój koszt powinna przyjąć je do schroniska. To jest duży koszt. Szukali oszczędności, więc (...) szukali argumentów, że im się tam nic nie dzieje - wskazuje Ewa Bieniek, weterynarz, która uczestniczyła w interwencji.
Renata L. i jej mąż nie otrzymali również zakazu prowadzenia placówki. Co więcej, jak wynika z materiału TVN-u, nadal przyjmują zwierzęta do ośrodka.
Zadzwoniliśmy do hotelu w piątek rano z pytaniem, czy możemy zostawić w hotelu kota. Poinformowano nas, że w ośrodku nie ma już miejsc, ponieważ wszystko jest zabukowane.
Jesteś świadkiem niepokojącej sytuacji w Warszawie lub jej okolicy? Napisz do nas na listy_do_metrowarszawa@agora.pl lub w wiadomości prywatnej na Facebooku.