Płacą 30 zł za dzień pracy, zarabiają setki tysięcy. Nielegalnie. Tak wygląda handel na warszawskich ulicach

Kilka grup, kilkadziesiąt stoisk w całej Warszawie. Na ulicach stolicy nielegalny handel wciąż ma się dobrze. Szczególnie na Mokotowie. Straż miejska wiele zrobić nie może - nałoży mandat, za który nikt nie zapłaci.

W reportażu "Stołecznej" czytamy, że osoby, które prowadzą w stolicy nielegalny handel mogą zarabiać na tym grube pieniądze - z obserwacji strażników miejskich wynika, że jeżdżą luksusowymi samochodami wartymi setki tysięcy złotych, które rejestrują na członków rodziny.

Wszystko odbywa się bowiem bez kas fiskalnych - handlarze nie odprowadzają podatków, a ludzi zatrudniają najprawdopodobniej na czarno - werbują zwykle osoby bezrobotne, nieletnich lub obcokrajowców, w tym coraz więcej Ukraińców. Jak donosi serwis, według strażników w najpopularniejszych miejscach towar wart kilkadziesiąt tysięcy złotych i często znika w kilka godzin. A ile płaci się wykorzystywanym sprzedawcom? Od 20 do 40 zł za dzień pracy.

Trudna walka z handlem

Starszy inspektor Sławomir Smyk z referatu prasowego straży miejskiej przekonuje, że strażnicy wiedzą zazwyczaj, kto odpowiada za nielegalny handel. Największa grupa działa na Dolnym Mokotowie i na Sadybie. Jest też osoba działająca na Pradze-Południe i jedna w Śródmieściu. - Ale najwięcej stoisk jest na Dolnym Mokotowie. Jest jeszcze druga grupa działająca w tej dzielnicy, ale ma mniej stoisk - informuje Smyk. Razem w całej Warszawie działa około 30 stoisk.

Walka z nielegalnym handlem jest trudna, ponieważ straż miejska nie może zazwyczaj interweniować "u źródła". - Wykroczenie popełnia ta osoba, która w danej chwili handluje, czyli bezrobotny czy nieletni sprzedawca. To ona handluje w miejscu, w którym handel jest zakazany - wyjaśnia Smyk. I dostaje mandat (w wysokości do 500 zł), za który... najczęściej nie płaci. - Mandat jest zazwyczaj nieskuteczną formą kary, bo handlujący nie mają stałych dochodów - dodaje.

Osoba, która za wszystkim stoi, pozostaje bezkarna. - To, co strażnicy mogą zrobić, to poinformować odpowiednie służby - policję, służbę celną czy inspekcję pracy o tym, że odbywa się nielegalny handel, że handlujący pracują nielegalnie lub nie posiadają zgody na pobyt w kraju - wyjaśnia Smyk.

Awantury

Straż miejska kontroluje, czy na miejscu są wagi, czy widnieją ceny przy sprzedawanym towarze, może wylegitymować sprzedawcę, nałożyć mandat lub sporządzić wniosek o ukaranie do sądu. W sytuacji, w której jest wniosek, a sprawa często dotyczy tych samych osób, straż miejska zajmuje towar. Wtedy zaczynają się awantury, jak ta, do której doszło na początku czerwca.

Podczas próby zarekwirowania towarów przez straż miejską doszło do szarpaniny - sprzedający nie chciał oddać towaru. Po całym chodniku porozrzucane były truskawki.

- Takie sytuacje się zdarzają - przyznaje Smyk. - Sprzedawcy zachowują się różnie, niekiedy spokojnie, niekiedy nerwowo - dodaje. Konfrontacje ze sprzedającymi nierzadko kończą się brutalnie. Strażnicy bywają również oblewani kwasem masłowym.

Gdy udaje się strażnikom zająć towar, transportowany jest on do chłodni straży miejskiej przy ul. Sołtyka. - Tam jest przetrzymywany, aż sąd podejmie decyzję, co z nim zrobić - wyjaśnia Smyk.

Efekt? 

Handlujący robią jednak wszystko, aby zabezpieczyć swoje produkty - zakładają np. kraty na samochody dostawcze, tak aby strażnicy nie mogli wydobyć towaru, najwyżej tylko ten, który już został wystawiony.

Sławomir Smyk informuje, że nie ma w straży miejskiej dedykowanej grupy osób do walki z nielegalnym handlem. - Strażnicy są zawiadamiani o miejscach, gdzie się on odbywa i wtedy interweniują - informuje. Jak dodaje, zazwyczaj handlujący nie zmieniają miejsc ustawiania stoisk. - Po interwencji straży nie wracają na przykład następnego dnia. Potem pojawiają się ponownie. Wykorzystują okazje, kiedy nie ma strażników w pobliżu - wyjaśnia Smyk. 

Jednocześnie podkreśla, że konsekwentne działania straży są skuteczne. - Udało się na przykład zlikwidować stoiska z ronda Wiatraczna na Pradze-Południe - przekonuje. 

Jak informuje, od stycznia do 21 czerwca strażnicy zastosowali pouczenie w 585 przypadkach, nałożyli 2012 mandatów za handel w miejscu zabronionym. Sporządzili ponadto 670 wniosków o ukaranie do sądu. W wyniku działań strażników zajęto towar w 167 przypadkach. Jak podaje Smyk, sąd zazwyczaj podejmuje decyzję o utylizacji towaru. 

To oszuści

Jak wyglądają działania policji w kwestii nielegalnego handlu. Czy udaje się wyciągnąć konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za nielegalny handel w stolicy? Czekamy na odpowiedź.

Wszystkim zwolennikom ulicznych stoisk straż miejska przypomina, że handel na stołecznych ulicach poza miejscami do tego przeznaczonymi to nie tylko wykroczenie.

"Ci, którzy dopuszczają się tego procederu często naruszają przepisy podatkowe, sanitarno-porządkowe czy epidemiologiczne. Nie jest też rzadkością wprowadzanie do obrotu towaru bez wymaganych oznaczeń, podróbek czy towarów bez akcyzy, o braku kas fiskalnych nie wspominając. Decydując się na zakupy w takich miejscach możemy stać się ofiarami oszustów" - informuje straż miejska.

Co sądzisz na ten temat? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl

Ostra bójka przy Mazowieckiej. Zadawał ciosy od tyłu i zerwał złoty łańcuch. Wszystko nagrała kamera

Więcej o: