Policja w środku nocy otrzymała zgłoszenie od kobiety, która twierdziła, że jej partner mógł wyskoczyć z okna. - Policjanci od razu pojechali na miejsce, ale nikogo nie zastali. Okazało się, że kobieta podała adres nieprecyzyjnie. W końcu udało im się ją odnaleźć - opowiada Joanna Węgrzyniak, rzecznik prasowy komendy rejonowej.
Jak dodaje, policjanci poprosili kobietę, aby wskazała im mieszkanie, w którym przebywała wraz z rzekomym samobójcą. - Nie chciała tego zrobić, zaczęła kręcić. Mówiła, że w sumie nie bywa tu często i nie pamięta, gdzie to dokładnie było - mówi Węgrzyniak. Dzięki pomocy sąsiadów, funkcjonariuszom udało się wejść na klatkę. Odkryli, że drzwi do jednego z mieszkań są uchylone. Weszli do środka.
W mieszkaniu nie było nikogo. Policjanci jednak coś zupełnie innego - linię produkcyjną nielegalnych substancji. W pewnym momencie usłyszeli, że coś dzieje się na dachu. Okazało się, że to partner kobiety, która zadzwoniła na policję. Wszedł na dach i schował się za kominem.
Kryminalni sprowadzili mężczyznę z dachu. Jednocześnie zabezpieczyli wszystkie elementy linii produkcyjnej - aparaturę, odczynniki chemiczne i substancje płynne oraz w postaci sypkiej, które najprawdopodobniej służyły do wytwarzania środków odurzających, do tego wytworzoną już substancję psychotropową w postaci płynnej tabletki gwałtu, konopie indyjskie, amfetaminę i extasy.
Dlaczego mężczyzna wszedł na dach, a kobieta zadzwoniła na policję, mimo że wiedziała, że w domu znajdują się nielegalne substancje? Joanna Węgrzyniak nie odpowiada jednoznacznie na to pytanie: Para prawdopodobnie była pod wpływem środków odurzających.
Kryminalni i śledczy przedstawili 40-latkowi 3 zarzuty - posiadania znacznej ilości środków odurzających, ich udzielania oraz wytwarzania. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował tymczasowy areszt wobec podejrzanego.
Co sądzisz o tym zdarzeniu? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl